Drużynę Wiary Lecha przed sezonem opuściło kilku graczy z przeszłością w mistrzowskim Lechu. Mimo braku Jakuba Wilka, Sergieja Kriwca, Huberta Wołąkiewicza i Błażeja Telichowskiego zespół Łukasza Kubiaka znajduje się w czołówce 4. ligi. W rozmowie z Michałem Bondyrą szkoleniowiec opowiedział: skąd wzięły się te świetne wyniki, co robi w klubie Pachelski, czy liczy na awans na 15-lecie DWL. Podsumuje też pięć lat odkąd jest trenerem w klubie. Opowie o posiłkach z Akademii Lecha, ewentualnym meczu z rezerwami Lecha i o grających na bramce… synach.
Michał Bondyra: W tabeli 4. ligi Drużyna Wiary Lecha jest w czubie tabeli. Skąd ten doskonały wynik w tym sezonie?
Łukasz Kubiak, trener Drużyny Wiary Lecha: To efekt naszej ciężkiej pracy i tego, jak nasza drużyna rozwija się na przestrzeni lat. Mogę powiedzieć pół żartem, pół serio, że już utrzymaliśmy się w lidze. Ale oczywiście nasze ambicje sięgają wysoko. Walczyć o bezpośredni awans będzie szalenie trudno, bo zespół Lipna Stęszew wyróżnia się na tle całej ligi. Ale poprzez reformę 3. ligi, drugi zespół awansuje do barażu, a tu otwiera się szansa, by w takim barażu wystartować. A nie ma lepszej motywacji dla sztabu trenerskiego i zawodników, by grać o coś. Jak to się skończy finalnie, zobaczymy.
Wasza postawa jest dużym zaskoczeniem, przecież przed sezonem odeszło od was kilku świetnych zawodników z ekstraklasową przeszłością takich jak: Kuba Wilk, Sergiej Kriwiec, Hubert Wołąkiewicz czy Błażej Telichowski, a wy wykręcacie lepsze wyniki niż przed rokiem. To zaskoczenie?
To prawda, ten wynik jest zaskoczeniem, bo przed sezonem opuścili nas nie tylko kluczowi zawodnicy, których wymieniłeś, ale też dwie klubowe legendy: Artur Adamski i Kuba Nowak. Na początku było w nas sporo niepewności o to, jak będzie wyglądała nasza gra bez tych doświadczonych graczy. Czy będziemy gotowi na walkę w 4. lidze. Tym bardziej, że dla beniaminka drugi sezon jest zawsze trudniejszy. Póki co dajemy radę.
Odeszło wielu piłkarzy o znanych nazwiskach, ale w zamian wzmocnił was gracz o nazwisku legendarnym: Pachelski. Ale nie Bogusław, który strzelał gole dla Lecha przeciw Barcelonie i Olimpique Marsylii, a jego syn Gracjan.
Bogusław to legenda Kolejorza, a ja jestem z tego pokolenia, który pamięta jego bramki. A Gracjan będzie mógł wreszcie reprezentować barwy DWL, bo to jego kolejne podejście pod to, by tak się stało. Ma niezbędne doświadczenie, które wnosi nie tylko na boisko, ale i do szatni.
Czy młodsi piłkarze wypytują go o znanego tatę?
Wielu młodych piłkarzy DWL przed przyjściem Gracjana nie miało wiedzy kim był jego ojciec. Myślę, że teraz Gracjan edukuje historycznie kolegów z jego rodzinnej historii. Co ciekawe on, w przeciwieństwie do ojca napastnika jest obrońcą.
Wątki Lechowe w DWL są więc zachowane. Zresztą przecież Ty także byłeś piłkarzem Lecha.
Rzeczywiście. Przeszedłem przez wszystkie szczeble szkolenia w Poznaniu, kończąc je na seniorskim zespole rezerw. To były czasy, że nie było jeszcze Akademii Lecha we Wronkach, a grała tam Amica, z którą często rywalizowaliśmy w kategoriach juniorskich. Sam grałem przeciw takim graczom jak Janusz Niedźwiedź, który do tego weekendu był przecież trenerem Stali Mielec.
Ty byłeś napastnikiem, który rywalizował na tej pozycji z Damianem Nawrocikiem, Bartoszem Ślusarskim czy Zbyszkiem Zakrzewskim. Oni potem strzelali gole dla Lecha w lidze i europejskich pucharach, Ty nie.
Pewnie wpłynęła na to wypadkowa różnych czynników. Być może zabrakło trochę szczęścia, talentu, a może większej pracy. Ale nie patrzę na tamten etap jak na porażkę, bo jeśli przegrywać rywalizację to tylko z takimi zawodnikami. Zawsze patrzę do przodu. Bo wszystko jest gdzieś zapisane w górze. Przez to, że nie przebiłem się do Lecha, poszedłem na studia na poznański AWF, ukończyłem je, zrobiłem kurs trenerski, a dziś jako trener mogę na piersi nosić herb Lecha, za co jestem niezwykle wdzięczny.
Wróćmy do 4. ligi i do teraźniejszości. DWL jest w czołówce tabeli, trenuje ją były napastnik, a mimo tego strzelacie mało goli. Dlaczego?
Mógłbym odbić piłeczkę i powiedzieć, że w sezonie, w którym awansowaliśmy do 4. ligi strzeliliśmy ponad 100 bramek, wygrywając na boiskach 5. ligi nawet po pięć, siedem do zera. Wtedy prezentowaliśmy naprawdę ofensywny futbol. Poziom 4. ligi jest już wyższy, rywale dużo bardziej wymagający, a od nas odeszli Kuba Wilk i Sergiej Kriwiec, którzy praktycznie w każdym meczu stawiali swoją pieczątkę w postaci strzelonego gola lub asysty. Dziś z nami ich nie ma i napastnicy nie mają już tak wielu doskonałych podań. Dostosowaliśmy więc grę do naszych możliwości, staliśmy się bardziej pragmatyczni, stawiając trochę bardziej na grę defensywną. Staliśmy się kolektywem, bez wiodących postaci. Nie jesteśmy może tak ofensywni, jak w piątej lidze, ale mamy trzecią defensywę w tym sezonie.
We wrześniu mija pięć lat, odkąd jesteś trenerem DWL. Jaki to był czas?
Gdybym miał użyć dwóch słów, to bym powiedział: czas rozwoju i wzrostu. Gdy startowałem, to prócz mnie był kierownik, teraz w sztabie mamy jeszcze fizjoterapeutę, trenera przygotowania motorycznego, trenera analityka, trenera bramkarzy – w sumie sześć osób. W zimie mieliśmy też kilkudniowe zgrupowanie w Gdyni, podczas którego mogliśmy potrenować w bardzo dobrych warunkach na świetnych obiektach. Wzrosła też liczba kibiców na naszych meczach. Na spotkaniu wyjazdowym w Śremie z Wartą było ponad 1000 fanów. Nie tylko my zaliczamy progres, bo przecież był po drodze awans koszykarzy, futsaliści biją się o ekstraklasę. Są świetne inicjatywy, które gromadzą wielu kibiców Lecha, takie jak Kibolska Dycha.
Czy na 5-lecie dostaniesz w prezencie awans DWL do 3. ligi?
Chcielibyśmy o niego powalczyć. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, jak wielkim wyzwaniem organizacyjnym byłby ten awans. Czwarta liga to najwyższy szczebel w województwie, trzecia to już mecze z drużynami z czterech województw. To wyjazdy wcześnie rano, być może z noclegiem, nocne powroty. To też kwestia infrastruktury, z którą w Poznaniu jest problem. Przecież Nielba Wągrowiec, Polonia Leszno czy Obra Kościan to zespoły, które grały już nawet na poziomie 2. ligi. A my? Jesteśmy młodym klubem, do tego jedynym, który na tym poziomie nie płaci za grę swoim piłkarzom. Musimy mieć w sobie pokorę. W przyszłym sezonie DWL obchodzi 15-lecie istnienia i nikt nam nie zabroni marzyć. Bo przecież gdyby w futbolu decydowały pieniądze, to w finale Ligi Mistrzów zawsze grałby Manchester City z PSG.
Gdyby jednak się udało spełnić marzenia, klamrą spięłaby się też Twoja historia. Gralibyście bowiem mecze z… rezerwami Lecha, oczywiście pod warunkiem, że nie awansują one w tym roku do 2. ligi.
Faktycznie to by była ciekawa historia. Warto, by to w tym miejscu wybrzmiało, że my nie jesteśmy konkurencją dla Lecha i nigdy nie chcielibyśmy być w ten sposób postrzegani. Bo DWL to projekt, który nie powstał w kontrze do władz klubu, jak w innych klubach w Polsce. My przecież po naszych meczach jeździmy kibicować Lechowi. Tak było chociażby teraz, gdy po naszym meczu w Ostrowie całą drużyną pojechaliśmy na mecz Lecha ze Śląskiem do Wrocławia. Szkoda tylko, że zamiast sześciu punktów – trzech naszych i trzech Lecha w ten weekend wróciliśmy do domów z niczym.
Co ciekawe z rezerw Lecha przed sezonem przyszedł do was jeden zawodnik – Szymon Maza.
A nawet dwóch, bo Dawid Ławniczak dochodzi do zdrowia po kontuzji. Co do Szymona, to utalentowany piłkarz z dużym potencjałem, który zdążył już u nas zagrać. Ich przyjście pokazuje, że nasze kontakty z Lechem zaczynają mieć też charakter czysto sportowy. Dotąd klub wspierał nas organizacyjnie i sprzętowo. A teraz, wraz z naszym rozwojem, zawodnicy z Akademii Lecha dużo chętniej patrzą na grę w naszym zespole.
Skoro o rozwoju. Ty dbasz o rozwój nie tylko trenerski, ale i… fizyczny. Ukończyłeś ostatnio Kibolską Dychę.
Nie tylko w tym roku, bo jestem w niej na każdej edycji. Lubię biegać, bo wtedy oczyszczam głowę ze wszystkich stresów. Nie mam w planach biegać ultramaratonów, ale ruch dla zdrowia bardzo mi odpowiada, zresztą polecam go każdemu.
Tym bardziej, że jesteś z bardzo sportowej rodziny. Twoja żona Agata jest wielokrotnym mistrzem Polski w pływaniu synchronicznym, a mama Małgorzata – byłym kapitanem kapitalnej drużyny Olimpii Poznań, która grała w finale Pucharu Ronchetti czy zdobywała 3. miejsce w Pucharze Europy. Kobiety w waszej rodzinie są bardziej utytułowane niż faceci…
To prawda, śmieję się, że na sport zostałem skazany. Panie w moim domu są zdecydowanie bardziej utytułowane. Daleko mi do osiągnięć mamy czy żony.
Obaj twoi synowie: Aleksander i Jerzyk też połknęli sportowego bakcyla. Grają w piłkę.
Tak, ale w przeciwieństwie do mnie nie strzelają goli, a starają się ich nie wpuszczać. Trochę jak w rodzinie Pachelskich.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android .
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie