
Ruchy trzecioligowej Unii Swarzędz mogą szokować. Trenerem pod koniec roku został dobrze znany w środowisku piłkarskim Brazylijczyk Hermes Neves Soares, a zespół na początku roku wzmocnił mistrz Polski, dwukrotny zdobywca Pucharu Polski z Rakowem Częstochowa, młodzieżowy reprezentant kraju Daniel Szelągowski. Za tymi ruchami stoi prezes Dumy Swarzędza – Piotr Walczak. Michałowi Bondyrze opowiada on o tym, jak przekonuje się takie głośne nazwiska do gry na 4 poziomie rozgrywkowym, jak łączy pracę zawodową z aktywnym kibicowaniem Lechowi, jak wyjazdy kibicowskie wzmacniają jego relacje z synem i czy piłkarze i działacze piłkarscy są częstymi klientami jego kancelarii adwokackiej.
Michał Bondyra: Hermes to piłkarska marka w Polsce. Przecież to były reprezentant brazylijskiej młodzieżówki, zdobywca dwóch Pucharów Polski, który rozegrał w Ekstraklasie 206 meczów. Jak przekonuje się takiego gościa, by zechciał się związać z 3-ligowym zespołem takim, jak Unia Swarzędz?
Piotr Walczak, prezes Unii Swarzędz: Hermes to jest „duże” nazwisko, a jego dokonania nie tylko piłkarskie, ale też trenerskie dobrze zweryfikował rynek. My natomiast jesteśmy klubem, zresztą starszym niż Lech Poznań, który od kilkunastu lat działa w sposób bardzo rzetelny. Nigdzie „na mieście” nie usłyszy pan, by były u nas jakieś problemy z wynagrodzeniami, żebyśmy nie wywiązywali się z jakichś kontraktów. To na co się umawiamy – realizujemy. Myślę, że tą naszą rzetelnością przekonaliśmy Hermesa.
Nie chcemy być Wieczystą. Nie ma u nas żadnego oligarchy, który pompuje w klub ogromne pieniądze i nagle dokonuje spektakularnych transferów. Stawiamy na bardzo konsekwentny, systematyczny rozwój, bo piłka nożna to lekcja pokory i cierpliwości.
Długo Pan namawiał Hermesa do współpracy?
Rozmowy z Hermesem były długie. Opowiedział nam o swojej wizji futbolu. Zaraził nas swoim entuzjazmem i pasją. To nas przekonało. Widzieliśmy, że potrzebujemy takiego impulsu. Zaufaliśmy jemu, a on zaufał nam. Zobaczył potencjał sportowy, który pozwala realnie myśleć o awansie do 2 ligi. Dogadaliśmy i się i nawiązaliśmy współpracę.
By nowym trenerem mógł zostać Hermes musiał się pan pożegnać z dotychczasowym trenerem czyli Tomaszem Bekasem. Skąd taka decyzja?
Trener Bekas osiągnął spore sukcesy i ma niepodważalne miejsce w historii naszego klubu. Pożegnanie go było trudną decyzją. Z drugiej strony czuliśmy, że musimy dokonać jakiejś korekty, takie głosy dochodziły tez do nas z szatni. Chodziło o to, by zespół złapał oddech, balans, po tym jak dobre mecze przeplataliśmy słabszymi. Nasz potencjał jest nie tylko lepszy niż nasze miejsce w tabeli, ale też niż nasza gra w rundzie jesiennej. Trochę czuliśmy, że ten projekt się wypala. O tym czy ta decyzja się obroni zdecyduje klepsydra czasu.
Spoglądając na CV nowego trenera, ciekawie będzie już podczas sparingów: wśród 9 rywali jest przecież drugi zespół Arki Gdynia, a więc klub, w którym Hermes był trenerem…
Ten mecz może być języczkiem u wagi. Ale nasz projekt Unia Swarzędz ma w Hermesie wyzwolić chęć bycia lepszym, chęć udowodnienia całemu środowisku piłkarskiemu, że jest trenerem przez duże „T”. A mecze towarzyskie z kimkolwiek byśmy nie grali mają przede wszystkim za zadanie dobrze przygotować zespół do rundy wiosennej. A więc tak, by Unia pięła się w górę tabeli.
Gonić trzeba przede wszystkim lidera czyli Błękitnych Stargard. Macie do nich 8 punktów straty.
Osiem punktów to dużo, aczkolwiek w tym roku liga jest bardzo wyrównana i liczymy na to, że Błękitni, ale też inne zespoły z czołówki takie jak rezerwy Lecha czy Sokół Kleczew czy druga drużyna Pogoni pogubią punkty, a my z kolei będziemy konsekwentnie budowali nasz dorobek punktowy, unikając wpadek z pierwszej rundy. To niesamowite, że mając pięć porażek i pięć remisów wciąż jesteśmy w grze o awans.
Drugą bombą transferową na początku roku było zakontraktowanie 22-letniego Daniela Szelągowskiego, który mimo młodego wieku, ma już na koncie mistrzostwo i dwa Puchary Polski z Rakowem Częstochowa. Pewnie gdyby nie poważna kontuzja zerwania więzadła krzyżowego taki zawodnik do Swarzędza by nie przyszedł…
Oczywiście, że tak, tu trzeba zachować uczciwość intelektualną. Gdyby Daniel Szelągowski był zdrowy, to absolutnie nie wybierałby klubu ani z trzeciej, ani z drugiej ligi.
W Poznaniu zostanie zapamiętany z rajdu i gola strzelonego Lechowi na Bułgarskiej w ostatniej akcji meczu. Potem przydarzyła mu się tak przykra kontuzja.
Gdy nawiązaliśmy kontakt, przekonało nas do niego jego podejście. W rozmowie ze mną powiedział wprost: „Panie prezesie ja wam pomogę awansować w tym sezonie do 2 ligi!” A my potrzebujemy kogoś kto głośno mówi o celach, ma charakter, jest zadziorny, do tego ma olbrzymią piłkarską jakość. Umowa z nim jest prosta: on pomoże nam w awansie, a my pomożemy mu zrobić 2-3 kroki wprzód w jego dalszej karierze. Bo moim zdaniem on będzie przerastać tą ligę.
W Kielcach mogą się uśmiechać, że prezes Unii wybiera zawodników, którzy grali kiedyś w Koronie. Czy ten plan zrodził się podczas, gdy był pan jako kibic na tegorocznym meczu ligowym Lecha Poznań właśnie w Kielcach?
Zbieżność co do czasu i miejsca była zupełnie przypadkowa (śmiech). Wtedy wątek kielecki nie był jeszcze grany. Byłem w Kielcach jako kibic Lecha, którym jestem od wielu lat. Gdy tylko pozwala mi na to czas, pojawiam się na meczach, także tych wyjazdowych Kolejorza. Często staram się tak zorganizować czas, żeby kibicowskie wyjazdy połączyć ze sprawami kancelaryjnymi. Tak było też w Kielcach.
No właśnie jest pan prezesem Unii, ale nie ukrywa pan sympatii do poznańskiego Lecha. Była rozmowa z Szelągowskim na temat tej jego pamiętnej bramki, którą strzelił przeciw Lechowi w Poznaniu?
Jutro Daniel przyjeżdża do Swarzędza i będziemy na ten temat rozmawiali. Oczywiście zagaiłem go o tego gola, bo są pewne momenty, które potem są identyfikowane z konkretnym piłkarzem. Tak jak ludzie zawsze będą pytali Jarosława Araszkiewicza o to, dlaczego nie trafił pewnego karnego, tak dopóki nie przebije czymś spektakularnym tego rajdu z Lechem, będą pytania Szelągowskiego o tamto zdarzenie. Póki co tamta bramka to jego wizytówka, ale ja mu życzę, by zrobił coś co pokryje ją kurzem.
Jeździ pan po całym świecie nie tylko na Lecha i nie tylko na piłkę nożną. Na pana mediach społecznościowych można było zobaczyć pana na skokach narciarskich, na finale siatkówki podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu. Ma pan duszę kibica?
Bardzo lubię sport. Bycie świadkiem historii jest bezcenne. Dlatego na przykład budzę się w sobotę i mówię do syna: „Tadziu RB gra w Lipsku dziś mecz. Jedziemy?” Wsiadamy w samochód i jedziemy 4,5 godziny po to, by być na meczu i wrócić.
Zawsze tak spontanicznie pan działa?
Pewnych rzeczy trzeba jednak zaplanować. Tak było z finałem siatkarskim na igrzyskach. W czwartek dostałem pytanie czy nie chcę dwóch biletów na finał. Decyzja – jasne! Okazało się, że nie było żadnych połączeń lotniczych z Paryżem. Wsiedliśmy więc w samochód, zobaczyliśmy finał, zjedliśmy obiad i take off, do domu.
Dzięki wyprawom kibicowskim odwiedzam miejsca, w których w życiu bym nie był. Bo trudno powiedzieć do partnerki życiowej – jedźmy na weekend do Bodo za koło podbiegunowe. Ktoś może mnie spytać czy jestem asystentem Stanisława Lema? Bo poniosła mnie fantazja. Nie. Lech grał tam mecz w Lidze Konferencji więc tam byliśmy. Były dwie godziny sportu a potem zwiedzanie okolicy.
Kibicowskie wyprawy, wyjścia to taki czas na relacje?
Jak córka słyszy, że ma ze mną w sobotę lub w niedzielę iść na futsal to jest nieszczęśliwa. Co innego syn. Tadek jest najmłodszym karnetowiczem na Lechu. Chodzi na mecze regularnie od wielu lat, a ma dopiero 9. Na Bułgarskiej czuje się bardzo swobodnie, biega po różnych zakątkach stadionu miejskiego, a podczas meczów schodzi na dół do piłkarzy. Sam gra też w klubie.
W Unii?
No nie (śmiech). Mieszkamy w Poznaniu i gra w LPFA, która teraz po zawirowaniach i zmianach nosi nazwę Lech Future.
Sportowe emocje najlepiej przeżywać z bliskimi. Na przykład z synem.
Oczywiście! Patrząc na to, jak czas szybko ucieka, te momenty spędzone z dziećmi są bezcenne.
Łącząc wątki kibicowskie i klubowe. Derby Wielkopolski z drugim Lechem gracie w Swarzędzu 26 kwietnia o 18.00 serce będzie rozdarte?
To będzie rewanż za mecz we Wronkach, który nam kompletnie nie wyszedł. Zapowiada się bardzo ekscytująco. Lech póki co jest wiceliderem, ale zobaczymy jakie cele będą przed nimi postawione, czy będzie jasna deklaracja walki o awans, czy zostanie wzmocniony przez zawodników pierwszej drużyny. Na pewno będzie to jeden z tych kluczowych meczów. A ja będę za Unią!
Ligę wznawiacie w Słupsku meczem z Gryfem 1 marca. Trzeba będzie dobrze zacząć rundę.
Ten mecz będzie tak samo ważny jak ostatni. W każdym do zdobycia są trzy punkty i do każdego trzeba podejść tak samo poważnie. Bo o awans i o utrzymanie walczy się do samego końca.
Poza prezesurą w Unii znany jest pan w przestrzeni medialnej z działalności prawniczej. Ma pan prężnie działającą kancelarię adwokacką. W futbolu lubi pan atakować, a w życiu bronić?
Bronię zawsze idei, które mi są bliskie. Taką ideą w futbolu jest awans i mówię o tym jasno i otwarcie. Ale piłka to taki dodatek do mojej pracy, pasja, która sprawia mi wiele radości. Działalność prawnicza mnie ukształtowała, jest tym czym zajmuję się zawodowo od kilkunastu lat.
W prawie trzeba przed wszystkim pomagać ludziom, by mogli realizować bez przeszkód swoje cele biznesowe. W prawie karnym z kolei bronić, żeby wymiar sprawiedliwości okazał się możliwie jak najmniej dotkliwy.
Środowisko piłkarskie to pana klienci?
Sporo piłkarzy, klubów i związków zwraca się do mnie. Poza tym jestem w komisji rewizyjnej ampfutbolu. Ale podstawą mojej działalności jako adwokata jest jednak biznes.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android .
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie