Reklama

Dominik Solecki: Dzwonimy do siebie kilka razy w tygodniu

Dominik Solecki w styczniu został pierwszym trenerem Wiary Lecha. Ponad 100-krotny reprezentant Polski łączy grę na parkiecie z pracą szkoleniowca. Ostatnio jego zespół o włos nie ograł w Pucharze Polski warszawskiej Legii, przegrywając z faworytem rzutami karnymi. Michałowi Bondyrze opowiada o tym, jak łączy obie funkcje, czy w meczu z Legią podjąłby inne decyzje, do kogo dzwoni kilka razy w tygodniu, by porozmawiać o futsalu. Będzie też o współpracy z Jackiem Sanderem zarówno szkoleniowej, jak i managerskiej, o tym, jak udało się im namówić do gry w 1 lidze Węgra z Ligi Mistrzów, co musi poprawić w grze Uriel Cepeda i który klub wysyłał do niego prywatne wiadomości.

Michał Bondyra: Co po takim meczu, jak ten w sobotę z Legią przeważa: niedosyt, po przegranej rzutami karnymi czy duma, że drużyna postawiła się wyżej notowanej Legii?
Dominik Solecki, grający trener futsalistów Wiary Lecha:
Duma miesza się z niedosytem, bo w całym meczu prowadziliśmy grę, mieliśmy pozytywny wynik, jednak w końcówce przeważyło większe doświadczenie Legionistów, którzy doszli nas na 5:5 i doprowadzili do dogrywki. W niej dzielnie się broniliśmy, a potem były te karne… Jestem po tym meczu bardzo dumny z chłopaków, z ich postawy. Cieszę się, że graliśmy przy wypełnionej po brzegi hali, bo ten doping, świetna atmosfera, którą stworzyli kibice, bardzo nas poniosły do walki. Jestem przekonany, że doświadczenie z tego meczu zaprocentuje na przyszłość. Legia była pierwszym tak poważnym dla nas przeciwnikiem. Potrzebujemy takich rywali więcej, żeby nauczyć się z nimi grać i popełniać mniej błędów. 

Ten mecz pokazał, że możecie grać, jak równy z równym z Ekstraklasą. Pokazał też ile wysiłku kosztują takie spotkania. Waszego najskuteczniejszego gracza – strzelca dwóch goli – Uriela Cepedę co rusz łapały skurcze.
Uriel przeważnie bierze ciężar gry na siebie. Tak było i tym razem. Z Legią bardzo dużo dał nam w ataku, grał też intensywnie w obronie. Był cały czas nisko na nogach, więc nic dziwnego, że po takim spotkaniu był wyeksploatowany. Jestem z niego bardzo zadowolony, zresztą jak ze wszystkich, którzy w tym spotkaniu grali.

Czy zastanawiasz się dziś czy można było coś zmienić przy wyniku 5:3?
Pewnie można było delikatnie skorygować ustawienie. W tej fazie meczu byłem nie tylko trenerem, ale też aktywnym zawodnikiem. Na analizy przyjdzie czas w czwartek, teraz możemy tylko gdybać…

To pogdybajmy. Skąd pomysł, żeby świetnie broniącego Noela Charrier zastąpić w serii karnych na Jakuba Lubojańskiego?
To była nasza wspólna decyzja podjęta z Noelem i Kubą. To była taka zagrywka psychologiczna: Legioniści nie znali Kuby i nie wiedzieli, w którą stronę się przesunie. Poza tym Kuba jest dużo większym zawodnikiem niż Noel, a co za tym idzie, jest większe prawdopodobieństwo, żeby strzelec w niego trafił. Bo w futsalu, gdy gracz strzela mocno z szóstego metra, to bramkarz nie ma za wiele czasu na reakcję i zwykle albo strzelec w niego trafi, albo jest gol. Przy drugim karnym Kuba był bliski obrony, bo piłka przelała mu się przez palce. Potem wszedł Noel i obronił strzał, utrzymując nas w grze, ale koniec końców i tak odpadliśmy z Pucharu Polski. 

Pucharu Polski, w którym jako trener w regulaminowym czasie gry nie przegrałeś. Przecież w debiucie na ławce wygrałeś z Red Dragons Pniewy. Mocno zaskoczyła cię ta nominacja trenerska?
To było dla mnie duże zaskoczenie. Myślałem, że trenerem zostanę za dwa, trzy lata, a teraz może przypadnie mi rola grającego asystenta. Wspólnie z Jackiem (Sanderem – przyp. MB), który został moim asystentem, przeanalizowaliśmy na szybko sytuację i podjęliśmy rękawicę, bo obaj mocno jesteśmy związani z Wiarą Lecha, zresztą Jacek tę sekcję współzakładał. Zespół nam zaufał. Cieszę się, że jesteśmy w tej nowej roli razem, bo w duecie jest łatwiej. Wzajemnie się uzupełniamy, on widzi to czego ja nie widzę i odwrotnie. Gdybym został z tym sam trudniej by mi było pogodzić pracę trenerską z grą na boisku, a tak wspólnie jesteśmy w stanie to robić i póki co robimy to skutecznie. 

Zastąpiłeś na tym stanowisku Dariusza Pieczyńskiego, którego na meczu z Legią ładnie pożegnaliście. Jak nastąpiło przejęcie po nim schedy?
Darek po tym, jak zostałem trenerem zadzwonił do mnie i powiedział, że mogę liczyć na jego pomoc w kwestiach treningowych czy meczowych. Zachował się super! Zresztą podpowiadał mi przed meczem z Legią, po tym meczu też sobie porozmawialiśmy o tym, co można jeszcze poprawić. Daje mi cenne uwagi, które doceniam i zapamiętuję. Chociaż wszedłem w jego buty, on pozostał przy sekcji i chce dalej pomagać. Dzwonimy do siebie kilka razy w tygodniu. Bardzo to doceniam i dziękuję mu, że jest z nami. 

Wróćmy do duetu Solecki-Sander. Zwykle jest tak, że gdy jeden z was gra na boisku, drugi pozostaje na ławce. Z Legią długimi fragmentami obaj byliście na boisku. Kto wtedy przejmował dowodzenie z ławki?
Od początku ustaliliśmy sobie, że gdy jeden z nas będzie na boisku, drugi będzie na ławce trenerskiej, po to, by mieć lepszą kontrolę nad grą zespołu. Czasami ze względu na kontuzje, tak się nie da. Tak było z Legią. Wychodzi na to, że to było słuszne posunięcie. Czegoś zabrakło na koniec, ale to inna kwestia. A gdy byliśmy obaj na parkiecie na ławce pomagał nam trzymać dyscyplinę bramkarz Michał Wasilewski, który nie został powołany. Wsparciem był też kontuzjowany Robert Świtoń, który siedział na trybunach, a w przerwie przyszedł do mnie ze statystykami naszych błędów, ze wskazówkami co warto zmienić. To pokazuje, że mamy na kogo liczyć i jako zespół jesteśmy jednością. 

Z Jackiem Sanderem nie tylko współpracujecie trenersko, ale też managersko. To wasz duet stoi za sprowadzaniem graczy. Uriel Cepeda to był kot w worku, a okazał się strzałem w „10”. W 12 meczach w lidze strzelił 27 goli. Gra pięknie, ma bajeczną technikę. Jacek mówił mi, że były o niego zapytania m. in. z Ekstraklasy, ale wy podpisaliście z nim kontrakt. Duży sukces.
Zgadzam się, to że jest z nami to sukces. Z Ekstraklasy w prywatnych wiadomościach próbował namawiać go do transferu czołowy klub ligi – Futsal Leszno. Uriel miał też kilka propozycji z zagranicy, bo nasza liga jest monitorowana przez przedstawicieli kilku europejskich lig. Po jego statystykach można powiedzieć, że to chłopak z kosmosu. Daje nam przewagę w ataku, jest agresywny w obronie, ale… w niektórych sytuacjach mógłby zachować się lepiej. To młody temperamentny chłopak, który czasami zamyka się na swój własny mecz, a mógłby dać jeszcze więcej zespołowi. Moja w tym rola, żeby na treningach i w meczach jeszcze go w tych aspektach rozwinąć.

Skoro o kuluarach transferowych. W zimie wzmocnił was Węgier Knizs. Oliver przyszedł z lidera i mistrza węgierskiej ekstraklasy Haladas VSE. Jak wpadliście na trop tego młodego skrzydłowego?
Priorytetem na to okno transferowe była dla nas pozycja pivota. Ciężko było znaleźć dobrego zawodnika na rynku, ale na szczęście przyszedł do nas Mateusz Gajewski, który nam tę pozycję zabezpieczył. Okazało się, że klub z Węgier przeżywa kłopoty finansowe, a jego czołowi zawodnicy dostali wolną rękę w szukaniu sobie innych klubów. Wykorzystaliśmy ten moment. Oliver mimo młodego wieku jest już bardzo doświadczonym zawodnikiem. Zagrał w niejednym ważnym meczu. Zdobył mistrzostwo Węgier, ma też występy w Lidze Mistrzów. Z każdym kolejnym meczem będzie nam dawał więcej jakości, ale potrzebuje trochę czasu, żeby się z nami zgrać. To jednak na tyle inteligentny i mobilny zawodnik, że idealnie wpisze się w sposób gry, który z Jackiem preferujemy. 

Mówiliśmy dużo o meczu z Legią, a tu już w sobotę gracie pierwszy z dwóch kluczowych dla walki o baraże o Ekstraklasę meczów w 1 lidze. O 18.00 podejmujecie KS Gniezno. Klub, który ograł Futsal Szczecin w 1/16 finału Pucharu Polski i co ważniejsze, jako jedyny urwał punkty liderowi Futsalowi Świecie, remisując z nimi na wyjeździe 3:3. 
Tym remisem w Świeciu bardzo nam pomogli. Mało tego, przy odrobinie szczęścia mogli się tam nawet pokusić o zwycięstwo. KS Gniezno jest zespołem nieprzewidywalnym. W styczniu jeszcze wzmocnili skład, więc teraz mają jeszcze więcej jakości w grze. Po porażce w Gnieźnie będą bardzo mocno zmotywowani. Nastawiamy się na mecz walki i liczymy, że nasza hala i kibice poniosą nas do zwycięstwa.

Znowu zagracie na hali przy ul. Zagajnikowej?
Nie, bo nie zapełnilibyśmy jej tym razem. Poza tym na hali Politechniki Poznańskiej czujemy się najlepiej. 

A już za dwa tygodnie mecz z Jagiellonią Białystok, trzecią siłą ligi, którą ograliście na Podlasiu 8:2. Czy podchodzisz do niego tak, że zwycięstwo z nimi będzie dużym krokiem w stronę barażu?
Dziś skupiamy się tylko na meczu z Gnieznem. Analizujemy tego rywala i ustawiamy pod niego najbliższe treningi. Trzeba zdobyć z nim trzy punkty, a już od niedzieli zaczynamy myśleć o Jagiellonii.

Wspomniałem o barażu do Ekstraklasy. Awans tam, to wasz cel. Dla ciebie będzie to powrót, bo przecież rozegrałeś tam setki spotkań, a z Akademią FC Pniewy byłeś dwukrotnie mistrzem Polski. Ty motywację masz chyba podwójną!
No tak. Chciałbym wrócić do Ekstraklasy szczególnie po tej ciężkiej kontuzji, której nabawiłem się grając w Lesznie. Trochę mnie w Ekstraklasie nie było, a tam czuję się najlepiej. Uważam, że zawodnicy, którzy są teraz u nas w klubie zasługują na to żeby skosztować gry na najwyższym poziomie. Pokazali to ostatnio w meczu z Legią.

Czy dla ciebie jako poznaniaka ma to znaczenie, że awans możesz wywalczyć z drużyną Wiary Lecha?
Odkąd zacząłem grać w futsal 16 lat temu nigdy nie miałem okazji gry w klubie z Poznania. Pochodzę stąd, z samego centrum, a całe życie grałem w klubach spoza. Grałem w Pniewach, Chojnicach, Lesznie, Szczecinie czy Gliwicach. Zawsze daleko. Bardzo bym chciał na koniec mojej futsalowej przygody awansować do Ekstraklasy i zagrać tam w poznańskich barwach. Jeśli dopisze zdrowie, to wierzę że zrobię to jako aktywny gracz. Ale ponieważ jestem po dwóch ciężkich operacjach kolan, to nie będę robił nic na siłę. Jeśli będę odstawał od pozostałych zawodników, to będę karierę zawodniczą wyciszał. Głowa weźmie górę nad sercem. 

Zagrałeś ponad 100 meczów w kadrze Polski, uczestniczyłeś dwa razy w Euro. Widzisz dziś w Wiarze Lecha kogoś, kto za kilka lat może zrobić taką karierę?
W zespole mamy kilku młodych chłopaków z dużym potencjałem. Oni są jeszcze na początku swojej futsalowej drogi. Na przykład Mikołaj Cheba już zagrał dwumecz z Niemcami w kadrze U19. Ostatnio kontuzja nieco wyhamowała jego rozwój, ale mam nadzieję, że wróci do pełnej sprawności i dalej będzie się tak rozwijał. Wierzę, że takich Mikołajów będzie u nas więcej. Tym bardziej, że w naszej filozofii jest to, że stawiamy na młodych chłopaków z Wielkopolski, wspierając ich kilkoma doświadczonymi i jakościowymi graczami z zagranicy. 
Wracając do Mikołaja. Przykład Alberta Betowskiego z Leszna, też gracza U19, który zadebiutował w seniorskiej kadrze pokazuje, że wytrwałą pracą na treningach można osiągnąć wiele. 
 

Aplikacja sp360.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android .



Aktualizacja: 30/01/2025 11:59
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do