Reklama

Łukasz Błaszczyk: Łatwiej utrzymać się w lidze niż wywalczyć awans, a ja lubię trudne wyzwania!

Łukasz Błaszczyk w futsalu był już mistrzem Polski, zdobył Puchar Polski, grał też w reprezentacji Polski. Nadal jest trenerem bramkarek w reprezentacji Polski kobiet. Po 6 latach postanowił odejść z Red Dragons Pniewy i przenieść się do Wiary Lecha. W rozmowie z Michałem Bondyrą szczerze opowiada o kulisach rozstania, motywach, jakie spowodowały zamianę Fogo Futsal Ekstraklasy na 1 ligę, ale też o wyjątkowej ofercie gry w finale ekstraklasy. Będzie też o ekstremalnych biegach górskich, w których… coraz śmielej towarzyszy mu żona.

Michał Bondyra: Po 6 sezonach w Pniewach postanowiłeś odejść. Co się tak naprawdę stało, że podjąłeś taką decyzję?
Łukasz Błaszczyk, nowy bramkarz sekcji futsalu Wiary Lecha:
Tak jak obszernie pisałem o tym na moim profilu na Facebooku, w pewnym momencie przychodzi taki czas, że postanawiamy coś zmienić i u mnie taki czas przyszedł. Wiedziałem, że muszę odejść z klubu, chociaż do końca nie wiedziałem co będę robił po odejściu. Miałem sporo propozycji, a wśród nich pojawiła się ta z Wiary Lecha. Spojrzałem na nią: fajny, ambitny projekt, dość wysokie cele, blisko domu, więc postanowiłem spróbować. Mam nadzieję, że wszystko ruszy z przytupem i że będziemy kontynuatorami tego, co było w Poznaniu kiedyś, gdy grała tu Akademia Słowa. 

W oświadczeniu napisałeś, że o tym, że będziesz musiał coś zmienić myślałeś już od początku tego roku. To była bardzo przemyślana decyzja.
To prawda, ale to, co będę robił po odejściu z Red Dragons okazało się dopiero na koniec. Gdy ją podejmowałem wiedziałem tylko, że albo zajmę się czymś innym, albo zmienię otoczenie. I tu muszę podkreślić, że ta decyzja nie wynikała z tego, że było mi źle w Red Dragons, wręcz przeciwnie, czułem się tam bardzo dobrze, ale miałem wrażenie jakbym wygodnie usadowił się w kapciach, a to troszkę usypia. Potrzebowałem zmiany, nowego bodźca i mam zamiar odnaleźć to w Wiarze Lecha. 

Kiedy rozmawiałeś o swoich planach z managerem Rafałem Gnybkiem i trenerem Łukaszem Frjatagiem?
Co sezon w Pniewach była taka sytuacja, że w grudniu klub rozmawiał z zawodnikami czy będą u nich grali w następnym sezonie. Gdy wcześniej były takie sytuacje zgadzałem się. Pamiętam, że była bardzo konkretna oferta z Futsalu Leszno, ale ja grzecznie odpowiedziałem, że dałem słowo w Pniewach i tam zostaję. W tym roku w grudniu takich rozmów w Red Dragons nie było. Klub nie rozmawiał ani ze mną, ani z żadnym innym zawodnikiem. Było to podyktowane w jakimś stopniu naszą sytuacją w lidze. Zdobyliśmy bardzo mało punktów, nasze utrzymanie było niepewne, mogliśmy realnie spaść do 1 ligi. Wszystko to rozważałem w swojej głowie. Dzieliłem się tymi refleksjami z najbliższymi kolegami z drużyny. Już wtedy zaczynałem się zastanawiać czy zostać, czy zmienić otoczenie. Potem tak to się potoczyło, że pojawiła się oferta z klubu, a ja na jednej z rozmów powiedziałem, że nie będę kontynuował naszej współpracy, ale jeszcze nie wiem, co będę robił. Klub liczył, że zmienię zdanie, a potem pojawiły się oferty.

To były oferty z ekstraklasy?
Nie, wiele ofert z 1 ligi, w tym też oferty pracy trenerskiej. Ale opowiem ci o ciekawostce, o której niewiele osób wie: miałem ofertę, by zagrać w finale Fogo Futsal Ekstraklasy z Lubawy. Constractowi wypadli bramkarze i zwrócił się do mnie z prośbą, czy bym nie pobronił w finale. 

Trochę sytuacja podobna do tego, jak w meczu barażowym między Wiarą Lecha a Śląskiem Wrocław, gdy Wrocławianie zrobili transfer medyczny Kevina Kollara z Torunia.
Niezupełnie. Bo w moim przypadku miał być transfer na poziomie tej samej klasy rozgrywkowej i po zakończonym przez Red Dragons sezonie. Klub z Pniew nie wyraził na niego zgody, więc sprawa upadła. 

Wróćmy do odejścia z Red Dragons. Czy z Rafałem Gnybkiem i Łukaszem Frajtagiem rozstaliście się w zgodzie?
Z mojej strony na pewno w zgodzie. Bo tak, jak napisałem na Facebooku ja Red Dragons nie porzuciłem, a zostawiłem utrzymanych w lidze. Będę temu klubowi życzył jak najlepiej, będę tam przyjeżdżał pokibicować na mecze. Zresztą przy okazji meczu o Superpuchar Polski między Lechem a Legią miałem spotkanie z kibicami Red Dragons. Życzyli mi powodzenia, miałem odczucie, że nie mają do mnie żalu, powiedzieli, że trzymają za mnie kciuki.

W oświadczeniu na Facebooku wspomniałeś o tym, że absolutnym celem dla Ciebie na ten sezon było utrzymanie Red Dragons w Fogo Futsal Ekstraklasie. Udało się to m. in. dzięki Twojej znakomitej postawie w bramce. Jak udało się Tobie utrzymać koncentrację skoro wiedziałeś, że to Twój pożegnalny sezon w Pniewach?
W ogóle nie myślałem o odejściu, a całą swoją uwagę skupiłem tylko i wyłącznie na utrzymaniu ekstraklasy. To było dla mnie bardzo ważne. W życiu futsalowym zdobywałem mistrzostwo Polski, srebrny, brązowy medal, Puchar Polski, Superpuchar, grałem w reprezentacji Polski, ale nigdy nie spadłem z ligi. Nie chciałem mieć tego spadku w CV. 

Walczyliście o utrzymanie niemalże do końca.
Już we wrześniu mówiłem, że będzie nam bardzo ciężko. Wtedy nikt w klubie mnie nie słuchał. Nawet po pierwszej rundzie były głosy z zewnątrz: „spokojnie w drugiej rundzie dacie radę”. A ja byłem pełen obaw. Widziałem jak bardzo Fogo Futsal Ekstraklasa poszła do przodu, jak będzie nam coraz trudniej za wzrastającym poziomem nadążyć. Do tego doszła plaga kontuzji. To wszystko powodowało, że chyba nigdy nie zagraliśmy meczu w optymalnym składzie. Na szczęście udało się nam utrzymać i uważam, że to jest sukces, który naprawdę trzeba docenić. 

Czym przekonała Cię Wiara Lecha, byś zamienił Fogo Futsal Ekstraklasę na 1 ligę?
Zacznę od tego, że to nie pierwsza historia w moim sportowym życiu, że zszedłem do niższej ligi. Raz już do tej rzeki wszedłem w Lesznie. Zachęcił mnie wtedy do tego Darek Pieczyński, który budował wtedy w Lesznie ciekawy projekt. Wtedy była to nie pierwsza a druga liga! Zrobiliśmy najpierw awans do 1 ligi, a potem do ekstraklasy. Zadanie wykonałem i… odszedłem grać do Red Dragons Pniewy. 
Teraz przede mną podobne wyzwanie. Wiem, że łatwiej utrzymać się w lidze niż wywalczyć awans. Zadanie postawione przed Wiarą Lecha nie jest łatwe, ale ja bardzo lubię takie wyzwania, bo gdyby było łatwe, to by mnie nie zaciekawiło i nie byłoby tych emocji. A dla mnie futsal to emocje. 

To że jesteś kibicem Lecha miało znaczenie?
Jestem rodowitym Poznaniakiem. Dla mnie zawsze na pierwszym miejscu był Lecha, a nie Warta na przykład. Dodatkowo, gdy byłem dzieckiem interesowałem się mocno najwyższą ligą, a tam zawsze grał Lech. Marzyło mi się, żeby kiedyś też w nim zagrać. Ale wtedy to się nie udało, bo wszedłem w futsal. 
Poza tym w Lechu kibicowałem kilku zawodnikom, którzy w nim grali.

Komu?
Do niedawna bramkarzowi Lecha – Filipowi Bednarkowi, ale i jego bratu Jankowi. Filipa znałem ze wspólnej gry w Sokole Kleczew. Ciekawiło mnie jak sobie radzi w Lechu. A że mieszkam 10 minut od stadionu miejskiego no to, gdy miałem wolny czas chodziłem na mecze Lecha. Teraz też tak robię. 

Gdy zapytałem w Twoim kontekście o gwiazdorski kontrakt Dominika Soleckiego, który pilotuje transfery w Wiarze Lecha odpowiedział, że gwiazdorskie kontrakty są w Barcelonie. Czy pieniądze w Poznaniu są na podobnym pułapie co w Pniewach?
Pniewy nie są krezusem finansowym i w związku z tym ciężko jest im utrzymać obszerną i jakościową kadrę. A obecnie do futsalu wchodzą coraz większe pieniądze. Budżety zespołów z czołówki ekstraklasy sięgają milionów złotych. W tych klubach praktycznie 100 proc. zawodników utrzymuje się tylko z gry. A jeśli chodzi o Wiarę Lecha, to szykują dość dobry budżet jak na 1 ligę. Wiem też, że ten budżet chcą wzmacniać.

Uciekłeś od odpowiedzi…
Wiem (śmiech). Wprost na to pytanie tobie nie odpowiem. Mogę powiedzieć tylko tyle, że na pieniądze w Wiarze Lecha nie mogę narzekać, ale to nie one decydowałem, że podpisałem tu kontrakt. Jakbym chciał zarabiać naprawdę bardzo dobre pieniądze to bym sobie uzbierał je gdzieś dookoła grając i trenując po różnych ligach.

To nie pieniądze były głównym czynnikiem mówisz zarówno ty, jak i… legendarny Portugalczyk Orlando Duarte – nowy trener Wiary Lecha. To, że został trenerem w Poznaniu było dla ciebie ważne?
Do tej pory miałem niesamowite szczęście do niezwykłych trenerów. Na początku trenował mnie Klaudiusz Hirsch, potem Tomek Trznadel, teraz Łukasz Frajtag, a w kadrze Błażej Korczyński. Ci trenerzy mieli fajne spojrzenie na futsal i wizję za którą każdy z nich podążał. W tym aspekcie będzie kontynuacja. Obserwowałem Orlando trenującego Piasta Gliwice i już nie mogę się doczekać treningów z nim. 

Poza tym, że jesteś czynnym bramkarzem, jesteś też trenerem bramkarek w reprezentacji Polski kobiet, która po raz pierwszy w historii awansowała pod koniec marca na mistrzostwa świata. Te jesienią odbędą się na Filipinach. A to oznacza, że nie będzie Cię w klubie. Czy to po to Wiara Lecha sprowadziła Marka Kušníra, bramkarz reprezentacji Słowacji?
Orlando będzie od nas wymagał niesamowitej pracy na treningach i chęci pokazania się. To oznacza, że nie mam zapewnionego miejsca w pierwszym zespole. Gdy będę musiał usiąść na ławce nie obrażę się, jestem profesjonalistą.
Byłem bardzo niezadowolony z tego, że Noel Charrier – dotychczasowy pierwszy bramkarz Wiary Lecha postanowił odejść, gdy dowiedział się, że przychodzę. Gdy wiedziałem, że jest, cieszyłem się na rywalizację między nami. Ale on nie podjął tej rękawicy, choć próbowałem go jeszcze telefonicznie przekonać, żeby został. Nie mam do niego o to żalu. Bardziej chodzi o to, że gdy masz 2-3 bramkarzy na podobnym poziomie, to jest rywalizacja, która służy zespołowi, który chce zrealizować cel jakim jest awans. 
Jesienią faktycznie wyjeżdżam do Filipin, a to oznacza, że nie będzie mnie na 3 meczach. Wtedy będzie trzeba postawić w bramce kogoś, kto zapewnia zespołowi jakość. Znam Marka, obserwowałem go trochę i wiem, że tą jakość ma, chociaż style naszej gry się od siebie różnią. To też może być atut, bo nie do każdego rywala dany styl gry bramkarza może pasować. 

Do 20 września, a więc meczu derbowego w Gnieźnie zostało jeszcze trochę czasu. A ten czas spędzasz aktywnie – zwykle biegając biegi ultra, także po górach. Co w tym roku za Tobą, a co jeszcze przed Tobą?
W tym roku pobiegałem trochę po górach na 50 i 30 km i z żoną po Izerach na 35 km. Zachęcam do takiej aktywności, bo to coś zupełnie innego niż maratony czy półmaratony, których po ulicach przebiegłem już kilkadziesiąt. To wszystko to jednak rozgrzewka przed moim głównym startem w ramach Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich. Przebiegnę tam 130 km zaczynając o 15.00 w Lądku Zdroju, kończąc na drugi dzień w Kudowie. W sumie będzie 5000 metrów przewyższeń. To będzie dla mnie wyzwanie, bo w zeszłym roku przebiegłem 110 km po górach, a teraz może być jeszcze burzowo. Jestem jednak dobrej myśli, że się uda. 

Na pewno będziesz mógł liczyć na wsparcie żony i dwóch córek.
Będziemy tam większą paczką, bo prócz żony i córek jedzie ze mną brat i rodzice. Po tym sportowym wyczynie, planujemy tydzień relaksu. 

Skoro o Twojej żonie. Wspomniałeś, że wspólnie przebiegliście po Izerach 35 km. Potraktowałeś to jako swego rodzaju sportową randkę małżeńską? 
Chyba trochę tak. Dla mnie wyzwaniem jest wspominane 130 km, dla mojej żony było – 35. Spędziliśmy z żoną fantastyczny czas. Zamiast wyjechać na wspólny weekend i powylegiwać się w hotelu, najpierw przebiegliśmy to 35 km, na drugi dzień przeszliśmy po górach kolejne 26, a na trzeci 18. Jak widzisz tej aktywności było więcej. Jestem bardzo dumny z mojej żony, tym bardziej, że zadeklarowała, że w przyszłym roku spróbujemy przebiec po górach 50 km.

Aplikacja sp360.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android .



Aktualizacja: 17/07/2025 10:00
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do