Reklama

Łukasz Zarzycki: Nowa koszykarka przyleci jeszcze w grudniu, do Bochni jedziemy już w sobotę

W niedzielę meczem z Contimxem w Bochni koszykarki Enea AZS Politechniki Poznań zakończą maraton trzech meczów w ciągu ośmiu dni. Wiceprezes klubu Łukasz Zarzycki w rozmowie z Michałem Bondyrą opowiedział o nastrojach w zespole przed tym spotkaniem, o przełamaniu z Polonią Warszawa i pogaduchach z Alicją Rogozińską. W wywiadzie także o powrocie Laury Miskiniene, kiedy pełną parą zacznie grać Emilia Kośla i kiedy premierowy mecz w barwach akademiczek zagra Hannah Hank. Będzie też o ciasteczkach dla Jessiki Carter.

Michał Bondyra: W środę koszykarki Enei wygrały z warszawską Polonią. Zespół ze stolicy wydawał się idealny na przełamanie, bo dotąd wygrał tylko jedno spotkanie. Spodziewał się Pan takiego wyrównanego spotkania i takich nerwów?
Łukasz Zarzycki, wiceprezes Enei AZS-u Politechniki Poznań:
Te nerwy były niepotrzebne. Czasem tak się zdarza, że może pojawić się słabsze spotkanie, bo mimo tych wcześniejszych trzech porażek, tamte mecze były dobre w naszym wykonaniu. Najgorsze spotkanie zagraliśmy z Mistrzem Polski Arką Gdynia, o małych włos wygraliśmy w Lublinie z liderem tabeli AZS UMCS, gdzie zabrakło paru sekund. Później było ciężkie spotkanie ze Ślężą, gdzie dosyć długo prowadziliśmy i wreszcie przyszedł mecz, w którym powinniśmy spokojnie wygrać, jednak od samego początku u naszych dziewczyn szwankowała skuteczność. A gdy piłka nie wpada do kosza, ciężko się gra. Najważniejsze, że to spotkanie zostało wygrane i do tabeli dopisujemy dwa punkty i rywalizujemy dalej o jak najwyższe miejsce przed fazą play off.

Wspomniał pan o nieskuteczności. Chyba najbardziej było ją widać w pierwszej połowie po grze Britney Brown – która zdobywa ok. 13 punktów, a w tym meczu zaczęła od 8 pudeł.
Myślę, że cały zespół mentalnie słabo wszedł w to spotkanie. Zespół Polonii też nie imponował skutecznością. Problemem mogło być to, że po niedzielnym meczu graliśmy zaraz w środę. Zresztą w niedzielę znów gramy, do tego jeszcze w dalekiej Bochni. Takie spotkania jak to z Polonią się zdarzają, ale sezon jest długi i najważniejsze są w nim zwycięstwa.

Reklama

W meczu z Polonią znów świetnie punktował duet Jessica Carter i Jovana Popović. I to chyba zaskoczeniem nie było dla nikogo, bo obie panie nas do tego przyzwyczaiły: Jessica zdobywa ponad 19 punktów na mecz, a Jovana prawie 16,5 pkt.
To są liderki tej drużyny. Gdyby jeszcze one zawiodły w tym meczu, to skończyłoby się to dla nas porażką. Śmiejemy się, że Jessica dostaje pod koszem takie ciasteczka, z których nie wypada nie trafić, natomiast Jovana ma sytuację nieco trudniejszą, bo musi szarpnąć, wziąć odpowiedzialność na obwodzie, gdy zespołowi nie idzie i próbować ciągnąć punktowo koleżanki. Obie w środowym meczu stanęły na wysokości zadania, chociaż i tak mogły w tym meczu zagrać lepiej. 

Jovana Popović odkąd w tym sezonie jest kapitanem bierze na siebie większą odpowiedzialność i zdobywa sporo punktów.
Tak, ale Jovana zyskała też na tym, że przez kontuzję Laury Miskiniene mamy trzy a nie cztery zagraniczne zawodniczki, więc nie wypełniamy limitu. Siłą rzeczy, gdy te trzy są zdrowe, mogą grać po 40 minut. Przypominam, że według przepisu muszą być na parkiecie dwie Polki. Jovana ma więc nieograniczoną liczbę minut. W poprzednich sezonach tak nie było, bo te cztery zawodniczki zagraniczne się dzieliły minutami, a Wojciech Szawarski traktował Popović jako jokera. Jovana mówiąc wprost jest wygraną kontuzji Laury. Ale zmieni się to, gdy dojdzie do nas czwarta zagraniczna zawodniczka. Nasze dziewczyny zza granicy będą się musiały bardziej dzielić minutami na parkiecie.

Reklama

Skoro o wywołanej nowej zawodniczce, której sprowadzenie w miejsce kontuzjowanej doskonałej Laury Miskiniene zapowiedział pan mi kilka tygodni temu. Mówię o Hannah Hank – Australijce z niemieckim paszportem. Kiedy zagra pierwszy mecz w barwach Enea AZS Politechnice?
Ma przylecieć do nas przed świętami Bożego Narodzenia. A my zrobimy wszystko, by zagrała jeszcze w tym roku, 27 grudnia w meczu rewanżowym z Wisłą w Krakowie. Pytanie tylko czy zdążymy z jej rejestracją. Bo do tego trzeba licencji w PZKosz i tu jestem o to spokojny, ale trzeba też międzynarodowego listu czystości, który musi wystawić Nowozelandzki Związek Koszykówki, czyli związek macierzysty klubu, w którym Hannah teraz gra. Hank ma jeszcze mecz 20 grudnia, a potem są weekendy i święta. Mam nadzieję, że zdążymy. Będziemy robić wszystko, co w naszej mocy, by Hannah zagrała z Wisłą.

A jak przebiega rehabilitacja Laury Miskiniene?
Laura po kontuzji zerwania więzadła krzyżowego przedniego przychodzi bardzo intensywną rehabilitację. Na dziś wygląda to bardzo obiecująco, ale to lekarze zdecydują, czy będzie szansa na to, żeby zagrała u nas jeszcze w tym sezonie. Rehabilitacja kończy się w marcu i to wtedy zapadnie decyzja. Mamy z Laurą dwuletni kontrakt, więc musimy rozważnie wprowadzać ją do gry. Widzieliśmy po Emilii Kośli, że to wejście w grę po kontuzji trochę trwa.

Reklama

Emilia Kośla miała uszkodzoną łękotkę i trzeba było poczekać na jej powrót aż osiem miesięcy. Wróciła na mecz w Lublinie i od tego czasu gra po kilka minut. Kiedy dostanie większy wymiar czasowy i mocniej będzie decydowała o wyniku zespołu?
Ta przerwa była zdecydowanie zbyt długa, Emilia miała zabieg jeszcze w poprzednim klubie. Nie chcieliśmy ryzykować ze zbyt szybkim wejściem na boisko, bo wiemy, że przyda się ona nam na drugą część sezonu. Dziś Emilia jest w 100 proc. zdrowa, fizycznie bez zarzutu, ale potrzebuje jeszcze mentalnie wejść na swój poziom. Mam nadzieję, że z każdym kolejnym meczem będzie wnosić coraz więcej do drużyny. 

Wróćmy jeszcze do meczu z Polonią, gdzie u rywalek grała Alicja Rogozińska, która od 2018 roku była związana z AZS Poznań. Nie zrobiła wam krzywdy, bo rzuciła tylko 3 punkty. Uciął sobie prezes pogawędkę z Alicją?
Oczywiście, przecież znamy się tyle lat! Alicja zrobiła dla naszego klubu wiele dobrego, szczególnie w drużynach młodzieżowych. Naturalnym jest, że zawodniczka przychodzi i odchodzi. Najważniejsze, żeby się wzajemnie szanować. Powspominaliśmy dobre czasy, a tylko takie wspomnienia mamy. Alicji w tym sezonie ciężko byłoby łapać minuty w naszym klubie, więc Polonia to dobre miejsce do rozwoju. Kto wie, może jeszcze do nas wróci, przecież to wciąż młoda zawodniczka. 

Reklama

Muszę zapytać o ostatnie trzy porażki. Trudni rywale, bo najpierw mecz u siebie z VBW Arka Gdynia, potem wyjazd i mecz z AZS UMCS Lublin, no i mecz ze Ślęzą Wrocław. W każdym z tych meczów większość gry była wyrównana, ale były momenty, które sprawiły, że to rywalki wygrywały. Którego z tych spotkań pan najbardziej żałuje?
Najbardziej żałuję tego meczu w Lublinie, bo tam cały czas prowadziliśmy. Jeszcze na dwie minuty przed końcem meczu mieliśmy 10 punktów przewagi. Później kilka niepotrzebnych błędów, nieprzemyślanych decyzji sprawiło, że przegraliśmy. Ale taki jest sport, taka jest koszykówka. Polacy przecież wygrali na wyjeździe z Holandią dwoma punktami, mimo że przegrywali już 21. Litwini potrafili rzucić w 20 sekund 7 punktów. Wszystko jest możliwe. Ze Ślęzą mimo że prowadziliśmy do przerwy pięcioma punktami, to rywal był lepszy. Z mistrzem Polski – Arką graliśmy, gdy rywal grał jeszcze w pełnym składzie. Szkoda, że ma teraz problemy finansowe i odeszły trzy zagraniczne zawodniczki. Szkoda też, że Arka nie rywalizowała do samego końca rundy w najmocniejszym składzie, bo teraz łatwo oddaje punkty naszym potencjalnym rywalkom. Mimo trudnej sytuacji w Gdyni, nie wierzę, żeby ktoś tam pozwolił na to, żeby koszykówka w tym mieście umarła. 

No dobrze, to spójrzmy w najbliższą przyszłość. Jak wygląda sytuacja zdrowotna przed niedzielnym meczem w Bochni. Czy prócz Laury Miskiniene wszystkie koszykarki są zdrowe?
Na szczęście tak, odpukać w niemalowane. Nie ma tylko Laury, no i czekamy na czwartą zagraniczną zawodniczkę.

Reklama

Wasz najbliższy rywal Contimax MOSIR Bochnia po trzech zwycięstwach z rzędu przegrał pięć razy. Jak trzeba zagrać w dalekiej Bochni, by z nim wygrać?
To będzie bardzo ciężkie spotkanie. Contimax rzuca bardzo dużo punktów i bardzo dużo traci. To jest zespół, który gra wesołą koszykówkę, w której mało jest taktyki, a więcej fantazji i finezji. Przeciwnicy potrafią im rzucić 120 punktów, ale i stracić 90. W naszym meczu to nie obrona będzie decydowała o zwycięstwie, chociaż musimy zagrać w niej dobrze, by nie dać sobie narzucić szaleńczego tempa. Śmialiśmy się, że jak rzucimy tylko 65 punktów tak, jak przeciw Polonii, to wysoko przegramy.

Czy w związku z tym trener Wojciech Szawarski zaordynował specjalny trening rzutowy pod mecz z Contimaxem?
Z racji odległości jedziemy do Bochni już w sobotę. Dlatego rano będzie trening rzutowy, by oswoić się z koszami. Mamy świadomość, że wynik może być wysoki. A to dla nas kluczowy mecz, który trzeba wygrać, bo założyliśmy sobie, że rundę chcemy zakończyć z bilansem co najmniej siedmiu zwycięstw. A przed nami jeszcze starcie z wicemistrzem Polski AZS-em Gorzów, gdzie o zwycięstwo będzie bardzo trudno. 

Aplikacja sp360.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android .



Aktualizacja: 06/12/2025 08:00
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Galopujący Koń 2025-12-06 11:07:31

    Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do