
Zeszły sezon dla Artura Gawlika był nie tylko ostatnim w Nielbie Wągrowiec, ale i w ogóle w karierze zwodniczej. Od początku sierpnia świetny bramkarz dołączył do piłkarzy ręcznych Grunwaldu Poznań. Teraz będzie dla Wojskowych trenował bramkarzy. Michałowi Bondyrze Gawlik opowiedział o swoim złotym okresie w Kwidzynie, o sześcioletnim pobycie w Niemczech, o twardym orzechu do zgryzienia w wyborze bramkarza w Grunwaldzie, ale i o synu, który zagra w tym sezonie… dla Stali Gorzów.
Michał Bondyra: Jak to się stało, że znalazłeś się w Grunwaldzie Poznań?
Artur Gawlik, nowy trener bramkarzy Grunwaldu Poznań: Po sezonie chciałem już zakończyć karierę zawodniczą. W Nielbie nie zaproponowano mi żadnego stanowiska, a tydzień później zadzwonił do mnie prezes Grunwaldu Jakub Pochopień. Odbyliśmy najpierw rozmowę, potem jeszcze mieliśmy dwa krótkie spotkania, dogadaliśmy się i jestem w Poznaniu.
Prezes Grunwaldu scharakteryzował Cię jako bardzo skromnego człowieka, z przebogatym doświadczeniem. Czyli nie byłeś na parkiecie typem szaleńca!
Raczej nie, zawsze byłem spokojnym bramkarzem, zdarzało mi się czasem krzyknąć na kolegów, żeby ich pobudzić podczas meczu, ale zawsze byłem i nadal jestem człowiekiem stonowanym.
Ale czy bramkarz nie musi być trochę szalonym, takim pozytywnym wariatem?
Odwaga jest ważna, bo nie można się bać piłki, która może cię trafić z bliska, ale dla mnie nie szaleństwo, a ogólna sprawność się liczy.
Rozmawiałeś już z Filipem Tarko i Kubą Wysockim – dwoma świetnymi bramkarzami Grunwaldu, których będziesz trenował?
Tak, mieliśmy już rozmowy i oceniam je bardzo pozytywnie. Z Filipem już miałem kontakt w przeszłości, a Kuba jest młody i ambitny.
Dwóch doskonałych bramkarzy to kłopot bogactwa. W piłce nożnej często trener stawia tylko na jednego, rzadziej jest tak, że rywalizacja o bluzę z nr 1 jest ciągła, permanentna.
W piłce nożnej jest trochę inaczej niż w handballu. Tam, gdy trener stawia na bramkarza, to ten broni od pierwszej do ostatniej minuty. W piłce ręcznej często nawet podczas meczu następuje wiele zmian. Broni ten, który w danym momencie jest lepszy. U mnie też tak będzie, że decydować będzie dyspozycja chwili, dnia. A wszystko będzie rozstrzygać się na treningach. Bardzo się cieszę, że mam dwóch tak dobrych bramkarzy, taką mieszankę rutyny z młodością. Dla mnie to będzie twardy orzech do zgryzienia.
Wróćmy do twojej kariery zawodniczej. Ostatnie osiem lat spędziłeś w Wągrowcu. Traktujesz to miasto jako sportowy dom?
Na pewno przez te osiem lat przywiązałem się do tego miejsca i ludzi. To był fajny czas, gdy po powrocie z Niemiec po trzech sezonach z Nielbą wygraliśmy 1 ligę i awansowaliśmy do Ligi Centralnej. Kilku znajomych tam zostawiłem. Chociaż rewolucja kadrowa, którą przechodzi przed sezonem Nielba sprawiła, że jest ich już coraz mniej.
Wspomniałeś o grze w Niemczech. Jak to się stało, że się tam znalazłeś?
Wcześniej grałem w Kwidzynie. To był sezon, w którym odnosiłem tam największe sukcesy – srebrny medal mistrzostw Polski i finał Challenge Cup. Po tym doskonałym sezonie przyszły zawirowania finansowe. Miałem jeszcze rok kontraktu i 29 lat na karku. Dostałem ofertę z Niemiec i postanowiłem spróbować. Wiedziałem, że jak nie zrobię tego w tym momencie, to mogę później nie mieć już drugiej takiej okazji.
To był klub z Bundesligi?
Nie, SV Anhalt Bernburg grał w 3 lidze. Gdy przyszedłem, grał w 2 Bundeslidze, ale reorganizacja rozgrywek sprawiła, że wiele klubów spadło poziom niżej. Nie mieliśmy jakichś super wyników, ale to był fajny klub, a liga była bardzo zacięta. Porównałbym ją poziomem do obecnej Ligi Centralnej. Miałem iść na roczny kontrakt, ale zostałem tam przez sześć sezonów.
Wspomniałeś wcześniej o Kwidzynie. W MMTS miałeś swój najdłuższy i najlepszy zarazem sportowo czas.
Tak, w Kwidzynie znalazłem się jako 20 latek. Spędziłem tam 10 lat, zdobyłem brązowy i srebrny medal mistrzostw Polski, finał Challenge Cup. Bardzo dobrze wspominam tamten okres.
Wróćmy do Grunwaldu. Czy w jego szatni są jakieś znajome twarze?
Z Adamem Pacześnym graliśmy w Kwidzynie, a z Kacprem Siejkiem w Wągrowcu. Innych znam z rywalizacji na parkiecie. Łatwo się wchodzi do takiej szatni.
Jaki cel sobie stawiasz w nadchodzącym sezonie?
Będę się starał w miarę swoich możliwości pomagać Michałowi Tórzowi, prowadząc treningi dla bramkarzy i otaczając ich swoją opieką. Co do drużyny, to chciałbym, byśmy skończyli na miejscu wyższym niż w zeszłym sezonie, chociaż słyszałem, że celem jest top 6.
Zapytam Cię o syna. Podobno też jest piłkarzem ręcznym, do tego bramkarzem!
Tak, w tym roku pisał maturę i wylądował w Gorzowie. Wcześniej po powrocie do Polski w Obornikach poszedł do szkoły, gdzie były klasy sportowe z piłką ręczną i to tam zaczęła się jego przygoda z handballem. Po drodze był jeszcze SMS Kwidzyń.
A w Niemczech nie trenował szczypiorniaka?
Nie! Tam uczęszczał na treningi piłki nożnej. Mało tego, grał wtedy nie na bramce, a w polu.
A teraz jest w Stali Gorzów, czyli waszym rywalu z Ligi Centralnej.
Tak. Zobaczymy ile dostanie minut, bo jest jeszcze bardzo młody, ma 19 lat. W każdym razie miło będzie się spotkać z synem na meczu.
Ty jesteś bramkarzem, syn jest bramkarzem, to pewnie często w domu rozmawiacie o piłce ręcznej?
Tak, tym bardziej, że jesteśmy sportową rodziną, bo moja żona też grała w handball, a moja córka do 8 klasy też trenowała tą dyscyplinę.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android .
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie