Reklama

Jacek Fajfer: W jeździe na żużlu przeszkadzał mi wzrost, wybrałem inną drogę

Od zwycięstwa z Miedzią Legnica sezon w Lidze Centralnej rozpoczęli szczypiorniści Enea Grunwaldu Poznań, gdzie zagrał wypożyczony na ten sezon z Netland MKS Kalisz Jacek Fajfer. Michałowi Bondyrze rozgrywający rodem z Mosiny opowiedział o tym, jak znalazł się w Poznaniu, jak wspomina 4 lata w SMS-ie Kielce i mecz w Superlidze przeciw idolom z Industrii, a także grę dla reprezentacji Polski na mistrzostwach Europy do lat 20. Będzie też o jego sukcesach żużlowych i kibicowskiej zajawce do czarnego sportu.

Michał Bondyra: Zacznijmy od pierwszego meczu w sezonie z Miedzią Legnica. Było nerwowo, ale skończyło się wygraną jedną bramką! Do tego, że gracie zawsze na styku, zdążyliście nas przyzwyczaić już w zeszłym sezonie. Skąd ten słaby początek i konieczność pogoni za rywalem w tym meczu?
Jacek Fajfer, piłkarz ręczny Enea Grunwaldu Poznań:
Ten słaby początek wziął się z naszych głupich błędów. Mamy młody zespół i tego doświadczenia nam trochę brakuje, a rywale na tym skorzystali. Zaczęliśmy jednak gonić, odrobiliśmy straty i finalnie wygraliśmy.

Ty w tym meczu bramek nie zdobywałeś, ale sporo grałeś. Jak oceniasz swoją grę?
Grałem powyżej 30 minut, w obronie szło mi super, ale brakowało większej aktywności rzutowej. Były jednak akcje 1 na 1, które dawały rzuty karne. 

Których wiele zmarnowaliście.
No tak, bramkarz rywali był w świetnej formie i w tym sezonie jeszcze pewnie nie raz pomoże swojemu zespołowi.

W Wojskowych barwach widzieliśmy już Ciebie w zeszłym sezonie. Tyle, że jak mówił prezes Jakub Pochopień, Twoje wypożyczenie polegało na tym, że odbywałeś jeden treningi i potem grałeś. A jak to będzie wyglądało w tym roku?
W zeszłym sezonie byłem na użyczeniu szkoleniowym. Polegało to na tym, że cały tydzień trenowałem z Kaliszem i to był priorytet. Wszystkie mecze rozgrywałem dla MKS, ale jeśli był termin, który nie kolidował, to mogłem przyjechać na mecz do Grunwaldu. W tym sezonie jest już inaczej. Jestem na definitywnym wypożyczeniu, przez co cały tydzień trenuję z chłopakami w Poznaniu i gram w Grunwaldzie wszystkie mecze. 

Dlaczego postanowiłeś, że znowu zagrasz w Poznaniu?
Po nieudanym sezonie w Kaliszu chciałem zrobić kolejny krok w swoim rozwoju. Wolę działać zamiast czekać. Poza tym bardzo dobrze dogadywałem się z prezesem, trenerem i chłopakami z Poznania, więc cieszę się, że tu jestem.

Wspólny język w szatni Grunwaldu łatwiej jest znaleźć chłopakowi z Mosiny.
Oczywiście (śmiech). Gdy w młodzikach grałem w Idmar Jedynce Mosina byłem wypożyczany na Mistrzostwa Polski do MKS Poznań. Tam poznałem chłopaków, którzy dziś są w Grunwaldzie, stamtąd znam się też z prezesem Jakubem Pochopniem.

Chociaż pochodzisz z Mosiny, to przez 4 lata uczyłeś się piłki ręcznej w… Kielcach. W tamtejszym SMS ZPRP Kielce grałeś nawet w lidze centralnej. Jak wspominasz pobyt w Kielcach?
Z Kielc mam bardzo dobre wspomnienia. Przez te 4 lata bardzo zżyliśmy się z chłopakami, zresztą do dzisiaj wspólnie wyjeżdżamy na wakacje. Bardzo miło wspominam też trenera Radosława Wasiaka, z którym też do dziś mam kontakt. Okres tam to było dla mnie wielkie wyzwanie. Przechodziłem z Mosiny, która nie jest znana z piłki ręcznej. To w Kielcach zacząłem się handballu uczyć na poważnie.

Sprawdziłem terminarz – mecz z SMS ZPRP Kielce macie w 7 kolejce, 24-26 października u siebie. Czy to spotkanie będzie dla Ciebie w jakiś sposób wyjątkowe?
Na pewno będzie to wyjątkowe spotkanie. Spotkam się z chłopakami, których znałem przez ostatnie dwa lata. Ten rocznik, który gra teraz z trenerem Zygmuntem Kamysem patrzył wtedy na nas, jak na starszych kolegów, którzy grają w Lidze Centralnej. Teraz oni są na moim miejscu i pewnie będą chcieli udowodnić, że na to zasługują. 

Będziecie z Grunwaldem wyżej od Kielc?
Mam taką nadzieję, bo trzeba się zrewanżować za dwie porażki z nimi w poprzednim sezonie. A na Newtona bezwzględnie trzeba wygrać. 

Jak Ci się podoba atmosfera hali przy ul. Newtona?
Tu od lat przychodzą ci sami kibice Grunwaldu, znający się na piłce ręcznej, a atmosfera jest niesamowita.

Trener Michał Tórz mówi, że celem w tym sezonie jest top 6. A jakie cele Ty sobie stawiasz indywidualnie?
Nie chciałem tego mówić głośno, ale skoro ciągniesz mnie za język, to powiem, że chciałbym w tym sezonie zdobyć 120-150 bramek. 

Wróćmy jeszcze do Twojego pobytu w Kaliszu. Jak to się stało, że to ten zespół superligowy po Ciebie sięgnął?
Gdy kończysz SMS i juniorską piłkę ręczną zespoły takie, jak Kalisz często po ciebie sięgają. A my w Lidze Centralnej mieliśmy super sezon, zajęliśmy siódme miejsce i jak równy z równym tłukliśmy się jako juniorzy z seniorami. Sam też zagrałem bardzo dobrze, bo zdobyłem 105 bramek, grając często na prawym rozegraniu. Pewnego dnia do trenera Wasiaka zadzwonił trener Rafał Kuptel z pytaniem czy może ze mną porozmawiać. Potem była jeszcze rozmowa z Iwoną Niedźwiedź, po której podpisaliśmy kontrakt w Kaliszu.

Spojrzałem na Twoje mecze w Superlidze, i… najwięcej , bo 5 bramek zdobyłeś w rywalizacji z… potentatem europejskim Industrią Kielce. Jak wspominasz ten mecz?
To było niesamowite uczucie. Pamiętam, że jak byłem jeszcze w SMS-ie to chodziliśmy na wszystkie mecze Industrii w Lidze Mistrzów i podpatrywaliśmy tych najlepszych na świecie. A sezon później stajesz oko w oko ze znakomitym Dylanem Nahim i musisz się z nim szarpać. 
Mecz z Industrią był moim pierwszym w Kaliszu w tak dużym wymiarze czasowym. Zagrałem w nim 45 minut. I de facto to to spotkanie traktuje jak pełnoprawny debiut. 

Myślisz, że zagrasz kiedyś dla Industrii?
To jest moje marzenie, aczkolwiek nie zamykam się na transfer zagraniczny. 

A jak wspominasz mecze w juniorskiej i młodzieżowej kadrze Polski?
Jak zaczynałem przygodę z kadrą, to byli to juniorzy starsi. Pierwsze powołanie do kadry Rafała Bernackiego, któremu pomagał Marcin Stefaniec dostałem na turniej do Szwajcarii. Wtedy część chłopaków przygotowywała się do mistrzostw świata rocznika 2002, zwolniło się miejsce i trenerzy mi zaufali. Było wtedy naprawdę dobre granie. W następnym sezonie na zgrupowaniach byłem już często i finalnie udało mi się wejść do składu głównego na Mistrzostwa Europy do lat 20, które odbywały się na Słowenii. 

Jaki to był turniej dla Ciebie?
Duże doświadczenie. Graliśmy ciężkie mecze międzynarodowe. Mieliśmy w grupie Szwecję i Islandię, co było dużym wyzwaniem. Pokonaliśmy Ukrainę, przegraliśmy z Francją i Rumunią, ale pokonaliśmy gospodarzy Słowenię. W przygotowaniach do tego turnieju zabrakło chyba większej liczby sparingów z lepszymi rywalami. Ale ten czas wspominam miło, a z kolegami z kadry do dziś mam kontakt. 

Myślisz, że przez grę w Grunwaldzie znowu zagrasz z orzełkiem na piersi?
Byłoby bardzo dobrze gdyby gra dla Grunwaldu była takim środkiem do tego celu. W Poznaniu jest bardzo ciekawy projekt, nakreślony plan. Porównując do zeszłego sezonu jest ogromna różnica im plus pod kątem profesjonalizmu. Wszystko tu idzie w dobrym kierunku. A jako rodowity wielkopolanin życzę Grunwaldowi jak najlepiej. 

Nazwisko Fajfer kojarzy się mocno z żużlem. Jesteś jedynym sportowcem w rodzinie, który nie kreci kółek na torze żużlowym?
Żużlowców o nazwisku Fajfer jest bardzo wielu, ale ja ani z Tomaszem, ani z Kevinem czy Oskarem nie jestem spokrewniony. 

Ale na żużlu też jeździłeś razem z bratem Wojtkiem.
Tak, do 13 roku życia próbowałem swoich sił w miniżużlu i żużlu. Mój starszy brat był dla mnie mentorem i to co on próbował, próbowałem też ja. On jeździł na żużlu, to ja też, on poszedł grać w ręczną, poszedłem za nim.

W miniżużlu miałeś spore sukcesy.
W ostatnim sezonie na miniżużlu zdobyłem wicemistrzostwo Polski, w tamtym roku w mistrzostwach świata Gold Trophy w tej odmianie, które odbywały się w Rybniku byłem 11, najwyżej z Polaków. Były też sukcesy w parze z Wojtkiem: w 2017 roku brąz, a rok później srebro w Drużynowych Mistrzostwach Polski. Naszymi przeciwnikami byli zawsze Wiktor Przyjemski i Kacper Łobodziński z Polonii Bydgoszcz. Obaj dziś bardzo fajnie jeżdżą po żużlowych owalach, a my poszliśmy w innym kierunku.

Dlaczego?
Już wtedy myślałem o swojej przyszłości. A w tym żeby jeździć profesjonalnie na żużlu i zdobywać medale przeszkadzał mi… wzrost. Nie ma w tym sporcie zawodników, którzy mają około 190 cm. A że miałem duże zdolności motoryczne, to postanowiłem iść w sport, gdzie się biega i skacze. Tak wybrałem piłkę ręczną.

Poza żużlem i piłką ręczną uprawiałeś też jakiś inny sport?
W szkole w Mosinie miałem przygodę z lekkoatletyką. Do szóstej klasy uprawiałem czwórbój. Szło mi tak dobrze, że na Mistrzostwach Polski zająłem drugie miejsce. 
To zacięcie do sportu zawdzięczam mojemu wuefiście i pierwszemu trenerowi Zbigniewowi Lisieckiemu, który nauczył mnie charakteru i tego, żeby nigdy nie odpuszczać. 

Mówiłeś, że chodziłeś na Ligę Mistrzów na Industrię, a na mecze żużlowe też chodzisz?
Ostatnio rzadko, ale oglądam wszystkie mecze PGE Ekstraligi i Metalkas 2.Ekstraligi, oglądam też ligę angielską i rzadziej szwedzką. Przez te 10 lat żużla, ten sport we mnie pozostał.

Wybierasz się na Golęcin na PSŻ?
Fajnie by było. W Grunwaldzie takim fanem żużla, jak ja jest Mikołaj Przybylski, z którym przed meczem z Miedzią Legnica oglądaliśmy jak Bartosz Zmarzlik zdobywał 6 tytuł mistrza świata. Może wspólnie się na jakiś mecz wybierzemy? 

Aplikacja sp360.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android .



Aktualizacja: 19/09/2025 09:25
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do