Reklama

Mikołaj Gumny: Przestaliśmy zadawalać się dobrym miejscem

Mikołaj Gumny to filar reprezentacji Polski w hokeju na trawie. Napastnik poznańskiej Warty wrócił po 25 dniach wojaży z Halowych Mistrzostw Świata w Chorwacji i Pucharu Narodów w Omanie. W rozmowie z Michałem Bondyrą ocenił oba turnieje, opowiedział, jak świętowali po debiucie brata Karola, w czym narzeczona jest jego sojusznikiem i jakiego jego rekordu mogą nie pobić debiutanci w reprezentacji.

Michał Bondyra: Pamiętam nasze spotkanie z lutego ubuegłego roku. Wtedy wracałeś ze srebrnym krążkiem halowych mistrzostw Europy i mówiłeś, że halowe mistrzostwa świata w roku 2025 będą łatwiejsze. Rozmawiamy po nich, a wy wracacie z 5. miejscem. Dlaczego?
Mikołaj Gumny, napastnik reprezentacji Polski i Warty Poznań w hokeju na trawie:
Bo to był łatwiejszy turniej, tylko nie mieliśmy szczęścia w losowaniu. W grupie trafiliśmy na dwie bardzo mocne ekipy Austriaków i RPA. Do tego po porażce z Austrią i zwycięstwie z Chorwacją w meczu z RPA nie byliśmy w optymalnej formie. To sprawiło, że ze świetnymi Niemcami spotkaliśmy się już w ćwierćfinale. 

Za szybko?
Zdecydowanie. Zresztą Niemcy też nie chcieli na nas trafić, bo wiedzieli, że jesteśmy mocni. Mecz zakończył się remisem, w karnych zagrywkach mieliśmy decydujący karny po naszej stronie, ale nie udało się tego wykorzystać. Wielka szkoda.

Mecz z Niemcami to był wasz najlepszy mecz na tych mistrzostwach?
Myślę, że tak. Wspomniałeś o nasze rozmowie przed rokiem, a wtedy z Niemcami przegraliśmy w finale gładko, teraz ewidentnie doskoczyliśmy do ich poziomu. To budzi optymizm, pokazuje, że idziemy w dobrym kierunku jako grupa. 
Gdybyśmy trafili na nich później moglibyśmy walczyć o medale. W czwórce znaleźli się Belgowie, którzy mieli bardzo łatwą grupę, przez co też łatwego rywala w ćwierćfinale. To my powinniśmy być na ich miejscu. Ale, mamy piąte miejsce, duży niedosyt, ale też apetyt na medale. Cieszy, że nasza ekipa przestała zadawalać się dobrym miejscem, tylko celuje w medale, a nawet zwycięstwa. Naszą siłę widzą też najlepsi, przez co mają do nas dużo szacunku. To też cieszy. 

Halowe Mistrzostwa Świata w Chorwacji to był dopiero pierwszy przystanek w waszej ponad trzytygodniowej delegacji. Potem lecieliście do Azji, do Omanu, a halę zamieniliście na otwarte boiska, a to pewnie dodatkowe wyzwanie?
Lubię grę na trawie, bo gramy po 11, można unosić piłeczkę w powietrze i jest więcej możliwości niż na hali. Nie wiedzieliśmy czego możemy się spodziewać na trawie po grze na hali. Bo nie da się na pstryk przejść z jednej nawierzchni na drugą. To tak, jakby piłkarz przeszedł od razu z futsalu na duże boisko. W tym kontekście nasz wynik w Pucharze Narodów odbieram im plus. 

Jak cenny jest ten brąz z Omanu?
Zrobiliśmy w Maskacie dobrą robotę, nie było co prawda awansu, bo ten zdobywał tylko zwycięzca. Trzecie miejsce jest ok., biorąc pod uwagę moment sezonu, w którym jesteśmy. Ale gdybyśmy byli w pełni sezonu trawiastego, 3 miejsce w tym turnieju odebrałbym jako porażkę. 

Czego zabrakło byście to wy byli na miejscu Szkocji i wygrali Puchar Narodów?
Zabrakło miejscami większej precyzji i konsekwencji w działaniu. Gdybyśmy to podkręcili - wygralibyśmy. Ale naszą docelową imprezą są i tak igrzyska letnie w Los Angeles w 2028 roku.

Ale tego meczu półfinałowego ze Szkocją pewnie żal.
Pewnie, że żal. Wszyscy, który mnie znają wiedzą, jak bardzo jestem emocjonalny i jak bardzo byłem po tym spotkaniu wkurzony. Przez trzy kwarty było 0:0 i pod koniec trzeciej kwarty to my mieliśmy okazję, by prowadzić. Potem dostaliśmy gola na 0:1, a sędziowie zrobili dwa duże, wręcz absurdalne błędy, po których padły bramki. Zrobiło się 0:3 i 10 minut na odrobienie strat. Strzelamy na 1:3 i prawie całym zespołem atakujemy, idzie kontra i Szkoci trafiają sam na sam z naszym bramkarzem na 1:4. A mecz był na remis. W karnych zagrywkach mogło być różnie. 

Masz trochę niedosytu, ale był też miły akcent. Debiut twojego młodszego brata Karola w kadrze. 
To było wydarzenie, o którym marzył nie tylko Karol, nasi rodzice, ale też ja. Fajnie, że zadebiutował w wygranym przez nas meczu 4:0 z Chile. Zresztą muszę pochwalić nie tylko Karola, ale i pozostałych debiutantów Aleksa Marcinkowskiego i Emila Witczaka. Oczywiście zrobili jakieś błędy, ale patrząc na to, jak funkcjonowali w turnieju, to trzeba przy ich nazwiskach postawić duży plus. Jeśli będą słuchać rad starszych chłopaków, będzie w nich pokora i ciężka praca to daleko zajdą. 

Karol miał duże wsparcie od starszego brata?
Stresował się jak każdy, ale to chłopak, który cechuje się dużym spokojem. Podobnie, jak inni młodzi, ma wsparcie od każdego ze starszych chłopaków. Dostaje jak inni debiutanci dużo swobody w działaniu, nie nakładamy na nich presji. Jak się pomylą nie ma paniki, zespół naprawia błędy za nich i zachęca do tego, by wciąż odważnie szli do przodu. Takiego podejścia brakowało w kadrze, gdy wchodziliśmy do niej ja, czy Michał Kasprzak.

Było braterskie świętowanie debiutu?
Po debiucie nie, bo to był początek turnieju, ale po jego zakończeniu… było miło.

A debiutanci już się wkupili w łaski starszyzny?
Mieli chyba wystarczającą ilość dyżurów i można im to zaliczyć.

Dyżurów?
Tak, przy noszeniu piłek. Gdy ja debiutowałem nosiłem piłki 10 dni z rzędu! Ciekawe czy ktoś zbliży się do tego wyniku.

Skąd ten rekord?
Zawsze byłem niepokorny i krnąbrny i jakoś się te dyżury tak do mnie przyklejały (śmiech). 

Byłeś poza domem 25 dni. Nie tęskniłeś za narzeczoną?
Nie, bo narzeczona zrobiła mi niespodziankę i przyjechała do mnie do Chorwacji podczas mistrzostw świata. Cieszę się, bo zobaczyła jak funkcjonujemy jako grupa od środka i poczuła, dlaczego tak bardzo zależy mi tej grze i na tych chłopakach. Chyba zrozumiała co widzę w hokeju i jakie emocje mną targają.

Zyskałeś w domu sojusznika.
Tak, to bardzo ważne, bo jak dziewczyna jest na ciebie zła, że znowu wyjeżdżasz na kadrę, to nie możesz dobrze się skupić na grze. A tu narzeczona wkręciła się w to, co robię do tego stopnia, że zaczęła mi mówić co mam poprawić!

Taka sytuacja pozwoli ci się skupić na celu nadrzędnym – igrzyskach w Los Angeles w roku 2028.
Nawet nie na samych igrzyskach. Bo moim marzeniem jest zagrać w decydującym meczu o te igrzyska. Być kowalem własnego losu i wykorzystać tą szansę. Poza tym, przez to 5 miejsce w halowych mistrzostwach świata mam dużą motywację, by zagrać o medal w kolejnych. A one będą pół roku po igrzyskach. 

Ale to odległa przyszłość, a stawiasz sobie jakieś cele pośrednie?
Po drodze mamy eliminacje do mistrzostw świata na otwartych boiskach. Gra w nich 16 najlepszych ekip świata, a sam nasz awans na nie byłby wielką sprawą, bo graliśmy na nich ostatni raz w 2002 roku.  

Aplikacja sp360.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android .



Aktualizacja: 03/03/2025 17:01
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do