Reklama

Doman Leitgeber: Priorytetem jest rozwój młodzieży. Awans? Zobaczymy

Doman Leitgeber to główny szkoleniowiec i koordynator wszystkich grup młodzieżowych w ściśle współpracującym z Grunwaldem Poznań, klubie MKS. Pełni również funkcję pierwszego trenera zespołu rezerw Grunwaldu – WKS Grunwald Poznań II, który aktualnie rywalizuje na poziomie 2. ligi. Od niedawna dołączył do sztabu szkoleniowego Wojskowych grających w Lidze Centralnej. Michałowi Bondyrze opowiedział o tym, jak sam zaczynał swoją przygodę ze szczypiorniakiem, o współpraca między dwoma poznańskimi klubami, o celach na sezon w 2. lidze, czy doczekamy się w Wielkopolsce nowych braci Lijewskich, dlaczego uczy studentów gry w tenisa i siatkówkę oraz czy udało mu się zarazić córki szczypiorniakiem.

Michał Bondyra: Prezes Grunwaldu Poznań Jakub Pochopień powiedział o Panu, że jest Pan profesjonalistą przez duże „P”. Czym dla Pana jest profesjonalizm w sporcie?
Doman Leitgeber:
 Profesjonalizm w sporcie polega moim zdaniem na poważnym traktowaniu tego, co się robi, na sumienności, punktualności i pełnym zaangażowaniu w swoją pracę. 

Na stronie interenetowej Centrum Sportu Politechniki Poznańskiej przy Pana nazwisku widnieje tytuł prorektor ds. studentów i kształcenia. Jak to jest z tym prorektorem?
Jest Pan kolejną osobą, która o to pyta (śmiech). Nie mam nic wspólnego z wierchuszką tej uczelni, nie jestem prorektorem, ale podlegam pod niego, podobnie jak 20 innych osób pracujących w Centrum. Każdy z nas wykonuje swoje obowiązki z zakresu 20 różnych dyscyplin. Traktuję to nie tylko jako pracę, ale też fragment misji.

Misji?
Chodzi o krzewienie szeroko pojętej kultury fizycznej. Mam zajęcia praktyczne ze studentami pierwszego roku, kiedy tych ludzi na studiach jest najwięcej i kiedy ta szansa na dotarcie do nich jest największa. To są ludzie, którzy często nie mają nic wspólnego nie tylko ze sportem, ale też na przykład z regularnym ruchem na świeżym powietrzu. Ja staram się ich zachęcić do ruchu w ogóle. Zajęcia są raz w tygodniu, a student sam sobie wybiera dyscyplinę spośród dwudziestu dostępnych u nas, na którą będzie uczęszczał. 

Rozumiem, że zajmuje się Pan podstawami piłki ręcznej.
I tu pana zaskoczę, bo wcale nie. W tym roku prowadzę piłkę nożną, siatkówkę i tenis. Oczywiście jest też piłka ręczna, ale na zasadzie zajęć dodatkowych, popołudniami w ramach sekcji. Podstawowa moja praca na uczelni więc wcale nie jest związana ze szczypiorniakiem!

Skąd akurat wybór tych trzech dyscyplin?
Kiedyś człowiek umiał grać w wiele różnych rzeczy. Sam wiele czasu spędzałem na świeżym powietrzu, co pozwoliło mi osiągnąć całkiem niezły poziom sportowy w różnych dyscyplinach, między innymi tych wymienionych też. A, że po drodze dołożyłem kilka kursów, to mogę „legalnie” prowadzić zajęcia właśnie z tenisa, piłki nożnej i siatkówki.

No dobrze, ale wróćmy do piłki ręcznej. Dlaczego zaczął Pan grać w szczypiorniaka i to na poziomie klubowym w Grunwaldzie Poznań, a nie w piłkę nożną np. w Lechu czy Warcie?
Pochodzę w Winograd, uczęszczałem do SP 29 na osiedlu Pod Lipami. Moim nauczycielem wychowania fizycznego był Eugeniusz Pągowski – wybitny piłkarz ręczny, a potem trener Grunwaldu Poznań. To on we mnie zaszczepił bakcyla do piłki ręcznej. Kolejnym trenerem był śp. Stanisław Zieliński, wychowanek KS Ostrovii Ostrów i długoletni zawodnik WKS Grunwald Poznań w czasach jego świetności. Była też pani Ewa Bąk, do niedawna Dyrektor Wydziału Sportu miasta Poznania. Przeszedłem całą drogę juniorską, dociągnąłem do seniorów, gdzie z Grunwaldem grałem w 1. lidze.

A jak to się stało, że z zawodnika stał się Pan trenerem?
Skończyłem poznańską Akademię Wychowania Fizycznego z dokumentami trenera piłki ręcznej, a po niej podjąłem pracę w Gimnazjum nr 54 przy ul. Newtona. Tam od zawsze były tradycje w szczypiorniaku. Do dziś, chociaż jest tam teraz Szkoła Podstawowa nr 72, są tam klasy sportowe o profilu piłki ręcznej. Wtedy łączyłem grę w Grunwaldzie z pracą z młodzieżą. 

W MKS Poznań znalazł się Pan przez to gimnazjum?
Tak, bo szkoła współpracowała właśni z MKS-em. Ten klub ma zresztą 35 lat tradycji w szkoleniu młodzieży.

Był taki czas, że MKS miał drużynę seniorską, ale trudna sytuacja finansowa zmusiła go do postawienia na wychowanków także w seniorach.
To był moment, który trwał sześć lat. Trenowałem już wtedy MKS. Najpierw graliśmy przez trzy sezony w 2. lidze, potem był awans i trzy sezony w 1. lidze, która była na poziomie obecnej Ligi Centralnej. Sytuacja finansowa i fakt, że na szczebel pierwszoligowy awansował Grunwald sprawiły, że od dziesięciu lat zespołu seniorskiego na mapie nie ma.

Wróćmy do tych pierwszoligowych czasów. Wtedy na tym poziomie były derby Poznania z Grunwaldem. Wierzył Pan, że w przyszłości będziecie rzucać do jednej bramki?
Wtedy moim celem jako trenera MKS było to, by wygrywać niezależnie kto był przeciwnikiem. Zresztą dwa razy z tej rywalizacji z Grunwaldem wychodziliśmy zwycięsko. To był kawał pięknej historii, do której wracam z dużym sentymentem, ale patrzę w przyszłość. Dużo dobrego się ostatnio wydarzyło. Dziś trzeba kontynuować to, co zaczęło się 3 lata temu, bo jest jeszcze sporo pracy do wykonania.

Skąd ta zła krew między MKS a Grunwaldem w przeszłości?
Zła krew? Chyba tak bym tego nie nazwał. Powiedzmy, że zmiany, które nastąpiły trzy lata temu były iskierką nadziei na coś dobrego. Od tego czasu to dobre się wydarza. Jest współpraca Grunwaldu z MKS. Wiele wspólnie rozmawiamy. Obie strony wzajemnie się słuchają, nawet gdy się nie zgadzają. W MKS-ie szkolimy siedmio i ośmioletnich szkrabów, są dwa zespoły młodzika, jest junior młodszy i junior starszy. Jest 2. liga oparta na tych juniorach i młodych chłopakach pierwszego zespołu Grunwaldu. Jest wreszcie pierwszy zespół Grunwaldu, który jako beniaminek nieźle radzi sobie w Lidze Centralnej. Ludzie chętnie przychodzą na trybuny, bo chcą oglądać naprawdę niezłe widowiska, które tworzą Wojskowi. 

Drugi zespół Grunwaldu, którego Pan jest trenerem lideruje w tabeli 2 ligi, doznał tylko dwóch porażek. Czy te wyniki sprawiają, że realnie myślicie o awansie do 1. ligi, czy wciąż celem pozostaje szkolenie?
Kiedy startowaliśmy w tych rozgrywkach we wrześniu nikt się nie spodziewał, że będziemy w czubie tabeli. Naszym celem było wtedy ogrywanie młodych ludzi po rozgrywkach juniorskich. Chodziło o to, by ci chłopcy nabierali niezbędnego doświadczenia na boisku. Do tego zależało nam, by ci chłopacy, którzy schodzą do nas z pierwszego zespołu łapali rytm meczowy i brakujące minuty. Dla mnie każdy mecz tej drużyny ma być kolejnym krokiem dla tych chłopców do dorosłej piłki. Chcemy wygrywać zawsze, a gdzie nas to zaprowadzi? Zobaczymy.

A jeśli na pierwsze miejsce na koniec sezonu?
To będziemy się zastanawiać. Priorytetem pozostaje rozwój tych młodych chłopaków. 

Czy wśród tych młodych chłopaków, których pan szkoli jest potencjalny reprezentant Polski?
Patrzę na życie trzeźwo. O reprezentacji nie ma póki co myśleć. Chciałbym, żeby ci chłopcy najpierw zaistnieli w pierwszym zespole Grunwaldu, żeby zdobywali cenne minuty na parkietach Ligi Centralnej. A potem? Wszystko zależy od nich samych, od tego jak skuteczni będą w tym co robią. Mogę obiecać, że ze swojej strony robię wszystko, by im w tym pomóc. 

Kiedy doczekamy się talentów z Wielkopolski na miarę braci Lijewskich czy Jureckich?
Na graczy na tak wysokim poziomie będziemy musieli jeszcze długo poczekać. Ani w grupach młodzieżowych, ani w samej reprezentacji Polski nie ma nikogo, kto mógłby dorównać braciom Lijewskim czy Jureckim. Coś nie funkcjonuje w piłce ręcznej od lat. Nie tylko w Wielkopolsce, ale i całej Polsce. Ale to temat złożony. W związku są nowi ludzie, nowe pomysły, ale nic nie dzieje się z dnia na dzień. Na wszystko trzeba czasu, cierpliwości i mądrości. Mocno wierzę w to, że jeszcze doczekamy się sukcesów na miarę tych z lat 2007-2015, ale trzeba będzie na nie poczekać. Ile? Może 5, a może 10 lat.

Na koniec odejdźmy na chwilę od spraw zawodowych. Jest Pan też tatą. Czy obie córki sportowego połknęły bakcyla i grają w piłkę ręczną?
Moje córki przez chwilę trenowały piłkę ręczną. Teraz jedna z nich trenuje piłkę nożną, a druga siatkówkę. Obie pływają i jeżdżą konno, więc bardzo się cieszę, że się dużo ruszają.

Siatkówkę i piłkę nożną? Dyscypliny, których uczy Pan studentów. Czy mam rozumieć, że daje Pan w tych sportach także wskazówki swoim dziewczynom?
Nie, absolutnie!.Jako tata nie podpowiadam im, bo mają swoich trenerów, którzy są mądrzejsi ode mnie. Zresztą z doświadczenia z drugiej strony wiem, że nie ma nic gorszego, jak rodzic, który wciela się w rolę trenera. 

Aplikacja sp360.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android .



Aktualizacja: 20/03/2025 16:51
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do