
3 lipca 1974 roku we Frankfurcie rozegrano słynny „mecz na wodzie”. Gdyby ktoś mądry nie dopuścił do gry w takich warunkach i mecz zostałby przeniesiony na 4 lipca – wynik mógłby być inny. A przede wszystkim – 51 lat później Polki grałyby w rocznicę takiego wydarzenia w swoim debiucie na mistrzostwach Europy, także przeciwko Niemkom. Chociaż tamten męski mundial, najlepszy w historii polskiego futbolu, może służyć za motywację dla naszych piłkarek, one piszą własny rozdział tej historii.
Na przedmeczowych konferencjach prasowych Nina Patalon i Christian Wück nie zdradzili, rzecz jasna, swoich planów na rywalki. Trenera Niemek, zastanawiającego się, jak ominąć pytanie zadane wprost (przeze mnie, ale na prośbę kolegów – bo na tłumaczy nie mogliśmy tego dnia zbytnio liczyć) wyratowała wicekapitanka drużyny, Janina Minge: „wygrać mecz”.
Gdy Christian Wück podpisywał kontrakt na prowadzenie żeńskiej reprezentacji narodowej – po kilkunastu latach w męskich kadrach juniorskich – nie wiedział jeszcze, że przejmie drużynę medalistek olimpijskich. Zaledwie rok po katastrofie, jaką było dla Niemek niewyjście z grupy na mundialu, stanęły na olimpijskim podium prowadzone przez Horsta Hrubescha. Wück przyznał, że korzysta z podwalin, jakie Hrubesch postawił dla rozwoju tej drużyny i wprowadza kolejne elementy do tej układanki.
W Lidze Narodów Niemki straciły punkty tylko na starcie z Holenderkami – kiedy kontuzje niemal każdego dnia zgrupowania eliminowały Wückowi kolejne stoperki. I choć Nina Patalon od ponad czterech lat przeprowadza proces przemiany gry naszej reprezentacji na bardziej zorganizowany, ofensywny, polegający na grze piłką, w tym meczu jak w żadnym liczyć możemy na nasz polski specjał, jakim jest „laga na Ewunię” – wejście niesamowicie szybkiej kapitanki reprezentacji Polski w pokiereszowaną kontuzjami, czy emeryturami linię obrony Niemek to coś, co może dać nam upragnionego gola.
Ewa Pajor – jak wspomnieli w swoich relacjach z konferencji prasowych Dawid Szymczak (sport.pl) i Dawid Brilowski (sport.tvp.pl), to nazwisko, które częściej pojawiało się na konferencji prasowej Niemek niż Polek. Niemieccy dziennikarze najwyraźniej podzielają powszechnie panujący wokół naszej kadry „pajorocentryzm”, a trener mówi o jej wiodącej roli w reprezentacji (z czym nie sposób się nie zgodzić). Mecz w Sankt Gallen będzie idealnym, aby nauczyć naszych zachodnich sąsiadów paru innych nazwisk – choć kilka z nich powinni znać z Frauen-Bundesligi.
Drugą bohaterką konferencji prasowej Niemek była nasza defensywna pomocniczka, Tanja Pawollek – która między innymi z Giulią Gwinn, Janiną Minge, czy Sydney Lohmann grała w niemieckich kadrach młodzieżowych. Jej zmiana barw narodowych to jeden z elementów okołoboiskowych, których w klimacie starcia polsko-niemieckiego nigdy nie brakuje. Podobnie jest w przypadku meczów reprezentacji Szwecji i Danii – tutaj smaczkiem jest pojedynek (zapewne niejeden bezpośredni) kapitanek: obrończyni Szwedek, Magdaleny Eriksson i napastniczki Dunek, Pernille Harder. Prywatnie – od roku są zaręczone. Upatrując w Niemkach faworyta naszej grupy (a może i całych mistrzostw), to naszym zadaniem jest wysłać je na wspólne wakacje.
Przed meczem w Sankt Gallen, na który bilety rozeszły się bardzo szybko, liczenie na dobry wynik zakrawa na pogardę wobec „szkiełka i oka”. Ale to nie kalkulacja, a właśnie romantyczne podejście do futbolu doprowadziło naszą drużynę do Szwajcarii. I wydaje się, że nic nie zwiększy zainteresowania kobiecym futbolem, niż sukces reprezentacji narodowej.
Kłam temu zadawać mogą Portugalki. One są tylko półkę wyżej od nas – na EURO grają dopiero po raz trzeci, zadebiutowały na mundialu, a ich kluby wprawdzie grają w fazie grupowej Ligi Mistrzyń, ale do ćwierćfinału nigdy jeszcze nie doszły. Mimo to ich rekord frekwencji – z barażowego meczu z Czeszkami – to ponad 40 tysięcy kibiców. Przez całą tegoroczną Ligę Narodów Portugalki powtarzały, jak ważne jest dla nich wsparcie fanów. Pod względem promocyjnym, marketingowym – mamy czego Portugalkom pozazdrościć. Sportowo – bardzo byśmy nie chcieli w piątek zagrać takiego meczu, jaki podopieczne Francisco Neto zagrały z Hiszpankami.
33% posiadania piłki, jeden celny strzał na siedem oddanych – i porażka 0:5 w starciu z mistrzyniami świata, ale też z najlepiej wyszkolonymi technicznie piłkarkami świata, co było widać prawie przy każdym golu lub przynajmniej w akcji do niego prowadzącej. Niewiele da się napisać o meczu, w którym (ponownie – pomimo większych oczekiwań wobec Portugalek) występowała tak duża różnica klas.
Ale jeszcze ciężej skleić coś z meczu Belgijek z Włoszkami, który wyglądał podobnie do spotkania Finek z Islandkami. Wygraną Azzurre 1:0 dał gol Arianny Caruso – jedynej Włoszki spoza Serie A Femminile. Piłkarka Bayernu popisała się strzałem podobnym do tego Katariiny Kosoli, który w środę dał zwycięstwo Suomi. Włoszka była jednak bardziej statyczna, ale opieszałość obrony Belgijek pozwoliła jej w miejscu piłkę przyjąć na trzy razy i jeszcze zrobić kilka kroków w miejscu, żeby uderzyć na bramkę Lisy Lichtfus.
Wyniki meczów 3 lipca (grupa B):
Belgia-Włochy 0:1 (44’ Caruso)
Hiszpania-Portugalia 5:0 (2’, 43’ Esther, 7’ Vicky, 41’ Alexia, 90+3’ Martín-Prieto)
Plan meczów 4 lipca (grupa C):
18:00 Szwecja-Dania, Genewa
21:00 Niemcy-Polska, Sankt Gallen
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android .
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie