
Pierwsza kolejka meczów grupowych EURO za nami. Oprócz rzutu oka na mecze grupy D, w dzisiejszej "Pocztówce..." będzie trochę statystyk, a także kulisów tego, jak mistrzostwa wyglądają tutaj na miejscu.
Walijki to obok Polek jedyne debiutantki na tegorocznych mistrzostwach – podobnie jak nam, los nie ułatwił im zaprezentowania się w gronie najlepszych drużyn Starego Kontynentu. Na początek reprezentacja Holandii, która dominowała w meczu, ale wygrała go tylko 3:0 – wyżej, niż Niemki z nami, przy tej samej liczbie celnych strzałów (6), choć mniejszej strzałów w ogóle (18-24) i przy zbliżonym posiadaniu piłki (Niemki 65%, Holenderki 66% - tę statystykę w pierwszej kolejce wygrała Hiszpania, która w wygranym 5:0 meczu z Portugalią miała 67% posiadania piłki).
Można by było wysnuć wniosek, że zasłużonym był dla trzech drużyn ostatni koszyk losowania – a wyłamała się tylko grająca w, brzydko mówiąc, „grupie śmiechu” Finlandia. Jeśli jednak pójść śladem ocen w łyżwiarstwie figurowym – ogólne wrażenie artystyczne na tym turnieju Polska zrobiła chyba najlepsze. Owszem, to Finlandia jest autorem jedynej niespodzianki tego turnieju, jeśli patrzymy w wąskiej perspektywie: zwycięstwo-porażka-remis. Musimy jednak mieć na uwadze przeciwnika – a nasz jest jednym z faworytów (a może i głównym) do końcowego triumfu, czego o Islandii – nawet jeśli ktoś ją typuje do ćwierć-, a może nawet i półfinału – powiedzieć przed startem mistrzostw nie można było. Teraz tym bardziej.
Islandię i Niemcy łączy jeszcze jedna sprawa – utratę kapitanek w pierwszym meczu (kapitanka Hiszpanek, Irene Paredes, ze względu na kartki z eliminacji pierwszy mecz oglądała z trybun, co poniekąd można pod tę zależność podpiąć). W przypadku Viggósdóttir były to jednak problemy żołądkowe i w niedzielę zapewne znów wyprowadzi drużynę na mecz z gospodyniami turnieju. Gwinn natomiast doznała kontuzji lewego kolana podczas interwencji, która prawdopodobnie uratowała Niemki przed stratą bramki z ręki (a w zasadzie z nogi) Ewy Pajor. Niemiecka Federacja Piłkarska, która odwołała zaplanowaną na sobotę konferencję prasową w Zurychu, poinformowała o urazie lewego kolana – nie tej nogi, którą interweniowała, ale tej z tyłu, której kolano ślizgało się po murawie i napotykając na opór wykręciło się, doprowadzając do kontuzji więzadła wewnętrznego przyśrodkowego. Oznacza to, że Gwinn wypada z gry na wiele tygodni.
Pierwsza kolejka miała wyraźny mecz hitowy – Francja-Anglia. Spotkanie, w którym obrończynie tytułu były tłem dla Les Bleues – nawet jeśli statystyka posiadania piłki tego nie wskazuje (56%-44% dla Anglii), nie może ona być jedynym wyznacznikiem – bo mecze rozgrywają się na boisku i to na nie należy przede wszystkim patrzeć, statystykami się jedynie podpierając. Jeśli jednak ktoś z tej „podpórki” korzysta przez cały mecz (a wobec licznych interwencji VAR bieżący wgląd w system UEFA bardzo się przydawał), to wie, że proporcja rosła na korzyść Angielek w ostatnim kwadransie gry (uwzględniając czas doliczony), kiedy prowadzące 2:0 Francuzki przeszły w tryb obrony Bastylii, która padła w 87. minucie po efektownym strzale Keiry Walsh – dzięki czemu po raz drugi (po meczu Szwajcaria-Norwegia) nie padł wynik do zera, ale gol ten nie uratował broniących tytułu Angielek od konieczności zagrania cztery dni później na tym samym stadionie „meczu o wszystko” (jak my je dobrze rozumiemy!) z Holenderkami.
Kącik statystyczny zakończę tylko uwagą, że w szczytowym momencie piłka po strzale Walsh – wyglądającym na bardzo silny – leciała o ponad 20 km/h wolniej od tej, którą posłała w narożnik bramki Kingi Szemik Jule Brand 24 i pół godziny wcześniej (91,2-70,4).
Zainteresowanie meczem Francja-Anglia przekroczyło możliwości trybuny prasowej Letzigrund (kultowego stadionu lekkoatletycznego, na którym rozgrywany jest finał Diamentowej Ligi – plakaty zapowiadające mityng Weltklasse Zurich można już znaleźć na ulicach) – część dziennikarzy, w tym piszący te słowa, musiała zatem obejrzeć to spotkanie na większym lub mniejszym ekranie. Była to zatem znakomita okazja, aby poznać strefę kibica, zlokalizowaną na Europaallee, w pobliżu dworca głównego. W przeciwieństwie do znacznie skromniejszej strefy kibica na Barfußerplatz w Bazylei, tutaj zadbano o bezpieczeństwo, ogradzając teren płotem i stawiając ochronę (która jedynie przeglądała torby, nie zabraniając wnoszenia nawet otwartych już butelek z wodą), zapomniano jednak o komforcie. W efekcie kilkuset kibiców mecz oglądać mogło albo na stojąco, albo siadając na gołym asfalcie (chyba że ktoś przyniósł sobie coś miękkiego). Szczęśliwie, temperatury w Zurychu, jak też i w Sankt Gallen, są dużo bardziej znośne niż to, co w pierwszych dniach lipca można było odczuć w Bazylei, a ostatnie wieczory są nawet w tej kwestii przyjemne.
Organizacji mistrzostw w tych pierwszych dniach postawiłbym mocną czwórkę z plusem. Nie jest ona celująca, bo chyba żadna impreza tego kalibru takiej oceny uzyskać nie jest w stanie. „I don’t know” to słowa dobrze znane dziennikarzom obsługującym największe wydarzenia – choć wydawałoby się, że ze strony wolontariuszy skierowanych do udzielania informacji nie powinny padać. W niektórych sprawach docierały sprzeczne sygnały – np. że akredytacja daje prawo wejścia na każdy mecz, a czynione dodatkowo rezerwacje dotyczą tylko miejsc z biurkiem. Zuryska ochrona zweryfikowała jednak tę teorię i po zeskanowaniu mojej akredytacji pojawił się kolor czerwony.
Nie był on problemem w Bazylei – tam bowiem oznaczał tylko, że przyszedłem o trzy minuty za wcześnie (na co wpuszczający przymknęli oko). Kontrola bagażu też przepuściła wszystko – w tym butelkę wody, półtoralitrową, już otwartą. Dwa dni później w Sankt Gallen ochrona nie skanowała akredytacji i wpuszczała już sporo przed godziną 18 (skanowanie przy stanowisku w biurze prasowym służyło tylko „odmeldowaniu się” w systemie UEFA, w którym nieobecność może wpłynąć negatywnie na rozpatrywanie wniosków w przyszłości – choć obecności na meczu dowieść mógłbym łatwo, ale po co robić sobie i im problemy). Ale już butelki z wodą przepuszczano tylko półlitrowe.
Nie wszystko zatem chodzi tu jak w szwajcarskim zegarku, ale też różne systemy nie są aż tak dziurawe, jak szwajcarski ser. Jedyna duża wada, to brak składów w formie drukowanej. Dla dziennikarzy. Przed meczem Niemcy-Polska redaktor Michał Zawacki przyniósł nam plik kartek, który zabrał ze stolika... obsługującego VIP-ów. Kto jak kto – polskie VIP-y na pewno zrozumiały, że my, polscy dziennikarze, podczas meczu przy swoich stolikach bez niczego siedzieć nie zamierzamy.
Drugą kolejkę (żeby nie było niedomówień – meczów fazy grupowej) rozpoczniemy od starć Norweżek z Finkami i Szwajcarek z Islandkami. Do tej pory spotkanie Szwajcaria-Norwegia można określić jako „najlepsze” – najbardziej emocjonujące, ze zwrotami akcji. Islandia-Finlandia ląduje na drugim końcu (choć z godną konkurencją w postaci meczu Belgia-Włochy). Teoretycznie zatem faworytów łatwo wskazać. Szwajcarki były lepszą drużyną w Bazylei i nie oddawał tego tylko wynik spotkania. Norwegia wygrywając zapewniłaby sobie awans do ćwierćfinału i bardzo duży komfort przed mało wygodnym, ostatnim rywalem grupowym. Finlandia jednak znów będzie chciała sprawić niespodziankę, po którą przyjechała na te mistrzostwa, a Islandia zbudować nie tylko swoje liderki, które zawiodły w pierwszym meczu, ale też znowu poszukać tych, które mogłyby przejąć od nich przynajmniej część odpowiedzialności za grę.
Wyniki meczów 5 lipca (grupa D):
Walia-Holandia 0:3 (45+3’ Miedema, 48’ Pelova, 57’ Brugts)
Francja-Anglia 2:1 (36’ Katoto, 39’ Baltimore – 87’ Walsh)
Plan meczów 6 lipca (grupa A):
18:00 Norwegia-Finlandia, Sion
21:00 Szwajcaria-Islandia, Berno
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android .
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie