
Nieformalna stolica Szwajcarii pożegnała się z EURO, tak samo jak i reprezentacja kraju gospodarza turnieju. Hiszpanki po raz pierwszy przeszły ćwierćfinał, ale pomimo wyraźnej przewagi dostały równie wyraźny sygnał, że schody wiodące do trofeum są coraz bardziej strome.
Ulice pełne kibiców
Berno, jak zostało to już wspomniane w fazie grupowej, nie jest stolicą Szwajcarii, a jedynie siedzibą jego władz federalnych. Poniekąd ten dysonans znalazł analogię podczas EURO – drugi największy stadion Szwajcarii zakończył swoją misję gospodarza na ćwierćfinale, a strefie kibica – chyba najbardziej okazałej i oferującej najwięcej atrakcji (sportowych – prezesa Listkiewicza niewątpliwie ucieszyłyby stoły do teqballa – ale nie tylko, bo na Bundesplatz stanął diabelski młyn) była niemal odosobnionym elementem przypominającym o turnieju w tym mieście.
Jedynie na placu przed dworcem postawiono wielką piłkę, a na Corner Waisenhausenplatz, leżącym nieopodal Bundesplatz, zorganizowano „Letni Festiwal Piłkarski” – który, oczywiście, nawiązywał do EURO, ale oficjalnego „brandu” turnieju próżno było tam szukać. Podobnie jak na ulicach – jedynie na tych prowadzących z dworca pod siedzibę federalnych władz Szwajcarii flagi kraju i kantonu przemieszano flagami wskazującymi Berno jako miasto goszczące turnieju o mistrzostwo Europy.
Tak jak miasto rozczarowało, tak dopisali szwajcarscy kibice. 29 734 widzów na Wankdorf pozwoliło już przed ostatnim ćwierćfinałem pobić rekord łącznej widowni tej fazy turnieju (rekord fazy grupowej padł jeszcze przed początkiem trzeciej kolejki), ale to była tylko część tych, którzy spotkanie w Bernie oglądali. Oficjalna strefa kibica została wypełniona do ostatniego miejsca – na początku drugiej połowy przy wejściu była dość duża kolejka czekających na osoby, które z jakiegoś powodu zdecydowałyby się wyjść przed końcowym gwizdkiem. Do tego mecz oglądano w restauracjach – a raczej przed nimi, bo liczne grupy można było spotkać na ulicach centrum miasta, a patrole służb mundurowych pilnowały tylko, aby w zapatrzeniu w ekran kibice nie wpadli np. pod nadjeżdżający tramwaj.
Co z tymi karnymi?
Piękne widoki przeczące tezom o tym, jakoby piłka nożna w wykonaniu pań nikogo nie interesowała – w Szwajcarii mogło się wydawać, że zainteresowała wszystkich. Sama reprezentacja w trakcie tego turnieju też dostarczyła emocji – najpierw niezasłużenie przegrywając z Norwegią, potem utrzymując szanse na awans zwycięstwem nad Islandią, aż wreszcie uzyskując „zwycięski remis” w doliczonym czasie meczu z Finlandią. Wszyscy mieli jednak świadomość, że Hiszpania będzie znacznie trudniejszym rywalem. Pomimo dominacji jednak do przerwy utrzymywał się wynik bezbramkowy – także dzięki niewykorzystanemu przez Marionę Caldentey rzutowi karnemu.
Po powrocie na boisko obraz gry się nie zmienił – szwajcarska obrona padła jednak w 66. minucie po strzale Athenei Del Castillo, a sześć minut później gola-bliźniaka do tego z meczu z Belgijkami (i paru innych w swojej karierze) strzeliła Clàudia Pina. Szansę na powiększenie rozmiarów zwycięstwa miała Alexia Putellas, jednak powtórzyła ona niechlubne osiągnięcie Mariony z pierwszej połowy, nie wykorzystując rzutu karnego – a kibicom reprezentacji Hiszpanii przypomniał się zapewne mecz o brązowy medal igrzysk w Paryżu, w którym w identyczny sposób w doliczonym czasie kapitanka drużyny nie dała remisu na wagę dogrywki z Niemkami. Wliczając konkurs jedenastek w Zurychu pomiędzy Szwedkami i Angielkami - obok 12 trafionych rzutów karnych na tym turnieju 13 wykorzystanych nie zostało. W trakcie samej gry - siedem goli i cztery pudła (dwa Hiszpanek i wcześniej dwa Ady Hegerberg).
Kto zatrzyma mistrzynie świata?
Nasze zachodnie sąsiadki mogą znów stanąć na przeciwko mistrzyń świata, tym razem w półfinale EURO. Wcześniej czeka je jednak bardzo trudne zadanie – ćwierćfinał z Francją. Zadanie trudne nie dlatego, że Trójkolorowe sprawiają wrażenie najlepszej drużyny tego turnieju, zahartowane meczami z Anglią i Holandią, ale dlatego, że Niemki do tej pory nie przekonywały kibiców do tego, aby uważać je za faworytki turnieju. Polki i Dunki przepuściły piłkę do bramki tylko po dwa razy – przy czym Dania do przerwy prowadziła w meczu fazy grupowej. Szwedki z kolei przez 11,5 minuty były całkowicie zdominowane, przegrywały 0:1 i gdy wydawało się, że za chwilę padnie drugi gol dla Niemek, stan meczu wyrównała Stina Blackstenius.
„Obroną wygrywa się turnieje” – tej z kolei podopieczne Christiana Wücka nie miały już na długo przed przyjazdem do Szwajcarii. Dziury w środku wykorzystywały w Lidze Narodów i Holenderki, i Szkotki, i Austriaczki, a szansę na to miała przecież i Ewa Pajor. Największy problem zrodził się jednak na prawej stronie – po kontuzji kolana Giulii Gwinn i czerwonej kartce dla Carlotty Wamser trenerowi brakuje już opcji na tej pozycji. Zgodnie z inną maksymą – że najlepszą obroną jest atak – Niemki od pierwszych minut będą musiały rzucić się do ataku na Francję. Czy jednak tam mają dość mocy? Pięć bramek w trzech meczach to nie jest okazały wynik – a w czterech z nich udział miała Jule Brand.
Dla niej będzie to szczególne spotkanie – po turnieju uda się do Francji na swój debiutancki sezon w barwach OL Lyonnes, do którego przechodzi z Wolfsburga. Wyjazd do Lyonu może jednak przyspieszyć swoim nowym koleżankom, których pięć gra w ekipie Les Bleues. Ale może też pociągnąć swoją kadrę do następnej fazy – może i równie efektownie, jak w doliczonym czasie meczu z Finkami wciągnęła do ćwierćfinału swoją reprezentację jej przyjaciółka, Riola Xhemaili, także była piłkarka VfL.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android .
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie