
Wiadomo, co śpiewają angielscy kibice, kiedy ich drużyna narodowa zdobywa tytuł mistrzowski. Na razie jednak tylko kobieca reprezentacja spełnia marzenia twórców piłki nożnej o „powrocie do domu”. Tym razem ma to podwójne znaczenie – Angielki obroniły trofeum, które wywalczyły trzy lata temu na własnej ziemi.
Jak wyliczyła cytowana przez profil „Futbol Kobiecy w Hiszpanii” na Twitterze firma Stats Perform – „Anglia wygrała mistrzostwa, mimo że prowadziła przez zaledwie 4 minuty i 52 sekundy w całej fazie pucharowej turnieju (wliczając czas doliczony)”. Doskonałą puentą tego, jak fatalnie Angielki wyglądały na początku meczów jest to, że na przedmeczową konferencję prasową dotarły z ponad dwudziestominutowym opóźnieniem – i nie zaczęła się ona od żadnego „przepraszamy”, którego po tak dżentelmeńskim narodzie (a w zasadzie po każdym na tak poważnej imprezie) można było się spodziewać.
Nie podejrzewam Anglików o celowy afront wobec dziennikarzy, natomiast mecz z Hiszpankami wyglądał tak, jakby rozpoczynanie meczów w drugiej połowie było celową taktyką Sariny Wiegman – pozwoliły się wybiegać Hiszpankom w pierwszej połowie, przyjmując je bardzo nisko, a w drugiej połowie wykorzystały swoje jokerki z ławki rezerwowych, na czele z Chloe Kelly i Michelle Agyemang, doprowadzając do remisu i ostatecznie do rzutów karnych. Z serii jedenastek w Zurychu przeciwko Szwecji wyciągnęły wnioski – rywalki nie miały z czego wniosków wyciągać i do tej rozgrywki podeszły z większą bojaźnią. Fatalny w całości karny Mariony Caldentey, zbyt lekki strzał Aitany Bonmatí oraz pudło Salmy Paralluelo (będącej pod formą przez cały turniej w Szwajcarii) w połączeniu z posłaną z prędkością 110 km/h torpedą Chloe Kelly w ostatniej serii doprowadziło do radości angielskich kibiców tak wielkiej, że w momencie podnoszenia pucharu przypadkowo wyrwali jeden z kabli, przez co połączenie Bazylea-Warszawa zostało zerwane, a fani przed polskimi teleodbiornikami nie usłyszeli pełnej wersji pożegnania Michała Zawackiego i Joanny Tokarskiej – którego odczytanie polecam na Twitterze.
To EURO było wyjątkowe, rekordowe, potwierdziło, że skutecznie funkcjonuje proces rozwoju zainteresowania kobiecą piłką w Europie i w poszczególnych krajach – a zwłaszcza w Polsce. Niestety, potwierdziło też obawy dotyczące rozwoju taktycznego – żelazna obrona wygrała z futbolem kreatywnym. Wygrywała już od pierwszych meczów fazy grupowej – czego dowodem jest tylko dwubramkowa porażka Polek z Niemkami, a także to, co Niemki stworzyły w fazie pucharowej.
Mistrzostwa w Szwajcarii obnażyły słabości praktycznie każdej z wielkich drużyn. Hiszpanki w drodze do mistrzostwa świata zaliczyły porażkę z Japonią, która zbudowała je mentalnie na część pucharową. W 2023 roku zaczęły ją od meczu ze Szwajcarią i wygrały 5:1. W tym miesiącu Hiszpanki miały – jak na turniej mistrzowski – bardzo łatwą grupę, za łatwą i rozgromienie Portugalek i Belgijek oraz pokonanie bez większych problemów w drugiej połowie niedocenianych, jak się okazało, Włoszek, pozwoliło im zbudować statystyki, ale rozluźniło je, przez co mecze ze Szwajcarkami (znów) oraz Niemkami i Angielkami były drogą przez mękę, także dla kibiców.
Niemki – personalnie pokiereszowane w obronie (zarówno ze względów na odejście liderek formacji i brak porównywalnych następczyń, ale też i kontuzje tych, które poniekąd „z braku laku” tymi następczyniami zostały) zagrały asekuracyjnie, odbierając sobie atuty w ataku. Francuzki ponownie nie wytrzymały psychicznie fantastycznej (choć w przeciwieństwie do Hiszpanek piekielnie trudnej) fazy grupowej oraz niesamowitej przewagi, którą sprezentowała im w pierwszym kwadransie ćwierćfinału Kathy Hendrich (pomijając już kolejną kontuzję, Sarai Linder). Holandia grając o życie z Francuzkami zrobiła nawet w jeszcze większym stopniu to, na co w finale liczyła Sarina Wiegman – włożyła za dużo sił w pierwszą połowę, oddając rywalkom pole do gry niemal w całości. Szwecja, najstarsza drużyna turnieju, za wcześniej zaczęła bronić „niebezpiecznego wyniku”, prowadzenia 2:0 z Angielkami, chociaż grą w fazie grupowej pokazała, że wiek to tylko liczba.
Chłodny, angielski pragmatyzm prowadzony przez holenderski umysł zabił nieco przebojowość. Najlepsze mecze, które będziemy wspominać jako dobre widowiska, to nie były „hity” – poza Holandia-Francja. Oczywiście, należy podziwiać skuteczną, chwilami desperacką obronę Niemek, doskonałe pierwsze połowy Holenderek czy Szwedek, znakomite drugie Angielek i Hiszpanek – to te elementy, które ustawiły nam drabinkę drugiej części turnieju w formę, którą teraz będziemy oglądać wracając do turnieju.
Najlepsze widowisko tworzyły jednak Szwajcarki z Norweżkami na otwarcie, Finki w swoich meczach zaskakując wyżej notowane rywalki, Włoszki – wiekowe, podobnie jak Szwedki – które wykorzystały do maksimum Szwajcarki w roli gospodyń, zaburzające koszyki losowania w sposób, jak się okazało po wyciągnięciu wszystkich kulek, skrajny. Polki także – meczem z Dunkami pokazały Europie, że w nadchodzących eliminacjach do mistrzostw świata będą już rywalem, który punkty faworytom odbierać może – utrzymanie miejsca w czołowej 12 drużyn Starego Kontynentu (bo tak powinniśmy liczyć zajęcie trzeciego miejsca w grupie – a przecież Finlandia, Szwajcaria czy Belgia to też drużyny w naszym zasięgu) może zapisać kolejną kartę historii polskiego futbolu kobiecego złotymi zgłoskami.
Kolejne EURO może odbyć się w Polsce. Z punktu widzenia organizacji turnieju w Szwajcarii – wybitnie niejednolitej, od kompletnego bałaganu w Genewie, po trzymający się niemalże „po niemiecku” wszelkich zasad Zurych (na miejscu socjolingwistów rozważałbym dysertację z zakresu analizy społeczeństw Szwajcarii niemiecko- i francuskojęzycznej) – poprzeczka nie jest ustawiona wysoko. I patrząc na zgłoszone stadiony – podnosimy ją jak dawniej Siergiej Bubka, a obecnie Mondo Duplantis – o centymetr. Rewolucję planują Niemcy – już w strefach kibiców i podczas przemarszy na stadion reklamowali swoją kandydaturę. Zgłoszone stadiony – dużo większe od największego szwajcarskiego (poza Wolfsburgiem – piękną pozycję to miasto zbudowało sobie w świecie kobiecej piłki). Tegoroczne EURO to rekordy frekwencji, niemal każdy mecz wyprzedany. Czy podwojenie tych liczb (bo o takich różnicach mówimy) to realna wizja rozwoju na najbliższe cztery lata?
UEFA zadecyduje w grudniu. Do wyboru oprócz Niemiec i Polski ma też Portugalię (niesamowicie mocno rozwijającą kobiecy futbol w ostatnich latach i zapowiadającą kolejne kroki już chwilę po odpadnięciu z tegorocznych mistrzostw), Włochy (piłkarki na boisku dały z siebie wszystko, żeby szanse tej kandydatury podbić) oraz łączoną kandydaturę Szwecji i Danii. Zanim jednak zaczniemy planować kolejne wojaże, najpierw eliminacyjne, należy dojechać do domu – gdzie już za dwa tygodnie Lech UAM debiutuje w Ekstralidze.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android .
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie