Reklama

Z prądem czy pod prąd? Jak rozwija się kobieca piłka nożna?

Kobieca piłka nożna rozwija się dynamicznie i tego nie da się już zatrzymać. Awans Lecha Poznań UAM do Ekstraligi jest odbiciem tendencji, którą od kilku lat widzimy w całej Europie – duże marki znane z piłki męskiej wchodzą do świata futbolu kobiecego, wypierając czołowe kluby piłkarstwa kobiecego.

Gdy wiosną 2024 roku urzędujący od trzech miesięcy minister sportu i turystyki Sławomir Nitras gościł w Koninie, gdzie ogłaszał program wsparcia akademii klubów piłkarskiej Ekstraligi i 1. Ligi, tuż przed konferencją, aczkolwiek już w obecności mediów nastąpił taki dialog z prezesem Romanem Jaszczakiem i lokalnymi działaczami:

- A Medyk się utrzyma?
- Oczywiście, że się utrzyma się. Jakbym nie wierzył, że się utrzyma...
- Utrzyma się?
- Utrzyma się! Taka marka nie spadnie!

Pomyślałem sobie wtedy – i powiedziałem to na głos – „w Poczdamie mówili to samo”. Niestety dla Medyka, moje porównanie okazało się prorocze – koniński klub spadł, zajmując ostatnie miejsce w lidze. Rok wcześniej był dziesiąty – utrzymał się z dwoma punktami przewagi. Wcześniej były po kolei miejsca szóste, czwarte, choć w latach 2003-2020 Medyk nie schodził z podium, czterokrotnie zostając przy tym mistrzem kraju.

Ich spadek był bardziej stopniowy niż klubu z Poczdamu. Turbine w sezonie 2021/2022 zajęło czwarte miejsce we Frauen-Bundeslidze, tracąc tylko trzy punkty do podium, a Selina Cerci (przeczucie każe mi wspomnieć o niej przed tegorocznym EURO) pomimo zerwania na początku rundy wiosennej więzadła krzyżowego została wicekrólową strzelczyń. Rok później – miejsce ostatnie i spadek sześciokrotnych mistrzyń Niemiec i dwukrotnych zwyciężczyń Ligi Mistrzyń (raz jeszcze pod starą nazwą Pucharu UEFA Kobiet) do 2. Bundesligi. Powrót po roku przerwy i wywalczony zaledwie jeden punkt w drodze do powrotnego spadku.

Takie kluby jak Medy,k czy Turbine, które nie tylko odnosiły sukcesy w kraju, ale też dały się zapamiętać na arenie międzynarodowej, dzisiaj muszą ustąpić wielkim markom świata piłki męskiej. Po sukcesie Turbine w sezonie 2009/2010 Ligę Mistrzyń wygrywały już niemal wyłącznie tego typu kluby: Olympique Lyon, VfL Wolfsburg, a ostatnio FC Barcelona. Tylko raz, w sezonie 2014/2015 tę tendencję przełamał wielki rywal klubu z Brandenburgii – 1. FFC (Frauen-Fußball-Club) Frankurt.

Fuzje, przejęcia, współprace - jedyna szansa na ratunek?

Dzisiaj klub z Frankfurtu regularnie zajmuje trzecie miejsce we Frauen-Bundeslidze, ale od sezonu 2020/2021 pod szyldem Eintrachtu. W tym samym czasie do świata kobiecej piłki wszedł Real Madryt, który rok wcześniej rozpoczął proces „fuzji” (w praktyce – zakupu) z CD Tacón, klubem, który dopiero co wszedł do Primera División (dzisiaj Liga F). W 2018 roku AC Milan w analogiczny sposób przejął Brescię – tę samą, z którą zacięty bój w sezonie 2016/2017 w 1/16 finału Ligi Mistrzyń toczył Medyk Konin.

Na polskim podwórku również obserwujemy takie „fuzje” – najświeższą jest ta rodem ze stolicy, bo Legia (aczkolwiek jako nowa spółka – Legionistki sp. z o.o.) przejęły na półmetku poprzedniego sezonu mający kłopoty finansowe SWD Wodzisław Śląski, meldując się od razu w I Lidze. Poznański klub dochodził do niej od III Ligi – po nawiązaniu współpracy pomiędzy Lechem Poznań i AZS-em UAM, który w sezonie 2020/2021 wygrał wielkopolską IV Ligę. Podopieczne Alicji Zając notowały awans do I ligi, zatrzymując się tylko na rok na zapleczu Ekstraligi, do której wkroczyły kilkanaście dni temu.

Trudne życie ekstraligowego beniaminka

Utrzymanie się będzie piekielnie trudne. Spośród beniaminków z ostatnich pięciu lat większość spadała w pierwszym sezonie. Ci, którzy się utrzymali do dziś (AP Orlen Gdańsk, Rekord Bielsko-Biała - przy drugim podejściu, Stomilanki Olsztyn, Pogoń Tczew), zajmują wraz z tegorocznymi spadkowiczami (znowu dwoje beniaminków - Resovia i Skra Częstochowa, która wycofała się przed rundą wiosenną) całą dolną połowę ekstraligowej tabeli. W górnej natomiast poza Czarnymi Sosnowiec, najbardziej utytułowanym klubem w Polsce (w sobotę do gabloty doszedł czternasty Puchar Polski) oraz UKS-em SMS Łódź mamy kluby, które znamy z piłki męskiej. GKS Katowice i GKS Górnik Łęczna (ten drugi z marką, choć, podobnie jak Legionistki, będący innym podmiotem) są w Ekstralidze już od dłuższego czasu. Śląsk Wrocław i Pogoń Szczecin poszły drogą Realu czy Milanu – wcieliły do siebie odpowiednio AZS Wrocław (od sezonu 2020/2021) oraz Olimpię Szczecin (od sezonu 2022/2023).

Oba te kluby z miejsca stały się godnymi rywalami dotychczasowej czołówki - obydwa w swoich debiutanckich sezonach awansowały na piąte miejsce (Śląsk rok po dziewiątym miejscu AZS-u, Pogoń rok po dziesiątym miejscu Olimpii). Pogoń w sezonie 2023/2024 została mistrzem Polski, w tym zajmie najniższy stopień podium. Trzy lata z rzędu z medalem kończy sezon GKS Katowice – w tym roku po raz drugi ze złotem (w poprzednim tytuł katowiczanki przegrały w ostatniej kolejce).

Tendencja z Zachodu

Jeśli spojrzymy na to z perspektywy najmocniejszych państw piłkarskich – dominacja wielkich marek jest niezaprzeczalna. W lidze hiszpańskiej dominatorem jest Barcelona. Wykup CD Tacón przez Real Madryt dał Królewskim łatwy start, bez konieczności budowania drużyny od podstaw. W swoim stylu próbowano stworzyć zespół Galaktyczny. W praktyce jednak na każdym kroku władze klubu z Florentino Pérezem na czele subtelnie dają do zrozumienia, że nie w smak im zajmowanie się piłką kobiecą. Dzisiaj jednak już duże kluby, jakkolwiek niektóre bardzo by chciały, nie mogą udawać, że piłki kobiecej nie ma.

Oprócz wielkich marek takich jak Barcelona, Real, Atlético, Athletic Bilbao, Sevilla, Real Betis czy Valencia (te dwa ostatnie w tym roku spadają z Ligi F) wciąż znajdziemy jednak te mniej znane nazwy: Costa Adeje Tenerife, Madrid CFF (Club de Fútbol Femenino) czy Levante Badalona. Podobnie wygląda sytuacja w Niemczech, gdzie we Frauen-Bundeslidze wciąż oglądamy SGS Essen czy Carl Zeiss Jena. Ofensywa wielkich marek nadciąga – ale często w inny sposób niż ten, który wykorzystały Real czy Legionistki, raczej zbliżonym do tego, co zrobił Lech. „Kolejorz” nawiązał współpracę z UAM na niższym poziomie, od samego dołu natomiast wystartowały Borussia Dortmund czy Schalke 04 Gelsenkirchen – niemalże równocześnie, bo choć Schalke przygodę z Kreisliga A (siódmy poziom rozgrywkowy) rozpoczął w sezonie 2019/2020, ten nie został dokończony z powodu wybuchu pandemii. Rok później na tym samym poziomie, ale w innej grupie zadebiutowała Borussia.

Borussia i Schalke idą drogą Lecha - ale po niemieckiej autostradzie zamiast po kartoflisku

Obie drużyny, tak jak Lech UAM, rok po roku wygrywały swoje grupy i awansowały. W tym roku pierwsze kobiece Revierderby (Derby Zagłębia Ruhry) rozegrane zostały w Westfalenliga – na czwartym, wciąż regionalnym poziomie rozgrywkowym – przy obecności 10 tysięcy widzów, co jest wynikiem w Polsce jeszcze na kobiecej piłce nieosiągniętym. Ligę wygrała Borussia i tym samym ma rok przewagi w nad wielkim rywalem w wyścigu do Frauen-Bundesligi – za Odrą nikt nie ma wątpliwości, że za dwa lata w Dortmundzie będą świętować awans do najwyższej klasy rozgrywkowej.

Jeszcze większą frekwencję miał półfinał Pucharu Niemiec – Hamburger SV, który dopiero w tym sezonie awansował do (poszerzonej o dwa zespoły, do czternastu) Frauen-Bundesligi, podejmował Werder Brema przy rekordowej dla Niemców, 57-tysięcznej widowni na wyprzedzanym Volksparkstadion. Wraz z HSV awansują Union Berlin oraz 1. FC Nürnberg (powracający po spadku jako beniaminek w roku ubiegłym).

Anglia, Francja i ich (u)znane marki

Mistrzem Anglii po raz ósmy (szósty z rzędu) została Chelsea, a cała Women’s Super League to (jeszcze – o czym za chwilę) żeńskie sekcje klubów Premier League. Oprócz West Hamu United (klubu naszej reprezentacyjnej bramkarki, Kingi Szemik), wszystkie grają przynajmniej raz na jakiś czas na głównej arenie klubowej (Leicester City i Aston Villa – wyłącznie, Arsenal – w większości). We Francji niepodzielnie panuje duopol Olympique Lyon i Paris Saint-Germain – z wyraźnym wskazaniem na ten pierwszy klub. W tym roku jednak po raz pierwszy od triumfu AS Saint-Étienne Puchar Francji trafił do innej drużyny – Paris FC, które dołożyło do tego czwarty z rzędu brązowy medal rozgrywek ligowych. Męska drużyna po inwestycjach rodziny Arnault oraz koncernu RedBull po 46 latach powraca w tym roku do Ligue 1.

Kontrowersyjna madame Kang

Olympique Lyon jest jednak, podobnie jak („znaj proporcjum, mocium panie”) Górnik Łęczna czy Legionistki Warszawa osobnym podmiotem. Żeńskiej drużyny nie dotykają problemy finansowe zadłużonego już na ponad pół miliarda euro klubu. W 2023 roku większościowy pakiet w żeńskiej drużynie wykupiła pochodząca z Seulu amerykańska bizneswoman, Michele Kang, której majątek magazyn Forbes szacuje na 1,2 miliarda dolarów. Czasem nazywana „filantropką”, innym razem „pierwszą potentatką kobiecego futbolu” – jest postacią kontrowersyjną, bo jej sukcesy w świecie futbolu wynikają nie z jakiejś niezwykłej myśli szkoleniowej, ale wyłącznie ze względu na jej pieniądze.

Wykorzystuje je, by pod prąd europejskiej tendencji uniezależnić swoje kluby od marek znanych z piłki męskiej. Temu służył wykup Olympique Lyon (zmusiło to także OL Group, który zachował 48% udziałów, do sprzedaży swojej amerykańskiej filii, grającej w National Women’s Soccer League drużyny OL Reign, do której swego czasu wypożyczono wielkie gwiazdy Olympique, takie jak Sarah Bouhaddi, Dzsenifer Marozsan czy Eugénie Le Sommer – wynikało to z konieczności uniknięcia konfliktu interesów Kang, która jest też właścicielką Washington Spirit), a także London City Lionesses.

Klub spod Londynu grający w Championship (od nowego sezonu, po rebrandingu czołowych lig angielskich „WSL2”) przejęła zimą 2023 roku, na sezon 2024/2025 sprowadziła m.in. Kosovare Asllani i Sofię Jakobsson (te same Szwedki, które trafiły do CD Tacón po przejęcie klubu przez Real Madryt), a zimą tego roku także Saki Kumagai – z takimi gwiazdami drużyna London City Lionesses wygrała rozgrywki i awansowała do Women’s Super League, przełamując w najwyższej lidze angielskiej wyłączność klubów znanych z piłki męskiej.

Kolejną kontrowersję Kang wywołała w ostatni poniedziałek, ogłaszając rebranding Olympique Lyon – najbardziej utytułowany klub kobiecej piłki (osiem wygranych w Lidze Mistrzyń) staje się teraz „OL Lyonnes”. Amerykance zarzuca się niszczenie dziedzictwa tak zasłużonego dla żeńskiego futbolu marki – choć niektórzy mogliby to porównać do zmiany szyldu FFC Frankfurt na Eintracht, Tacón na Real Madryt, FCR 2001 Duisburg (zwyciężczynie ostatniego Pucharu UEFA Kobiet przed przemianowaniem rozgrywek na Ligę Mistrzyń po sezonie 2008/2009) na MSV Duisburg czy VfR Eintrachtu Wolfsburg na VfL Wolfsburg (w roku 2003 – sukces w Lidze Mistrzyń, jak też i pierwszy tytuł mistrzyń Niemiec nadeszły dopiero 10 lat później). Różnica jest jednak znaczna.

Co dają kobiecej piłce wielkie kluby?

Duże kluby znane z męskiej piłki (celowo unikam przez cały artykuł wyrażenia „męskie kluby”) biorąc pod swoje skrzydła mniej lub bardziej zasłużone drużyny kobiece, w większości amatorskie, zarządzane przez pasjonatów, ale nie profesjonalnych menedżerów, dają im zarówno właśnie ten element menedżerski, rzecz jasna, także sportowy (dostęp do infrastruktury klubowej wykorzystywanej przecież przez największe drużyny męskiej) i finansowy (latem 2022 Śląsk i Pogoń bezapelacyjnie rządziły na krajowym rynku transferowym), ale też wrzucają kobiece drużyny do tej samej machiny marketingowej.

Inną sprawą jest jednak już samo zaangażowanie w promocję żeńskiego futbolu – co można zaobserwować między innymi po częstotliwości wykorzystania głównych aren danych klubów na mecze drużyny kobiet: VfL Wolfsburg od kilku lat na najważniejsze mecze Wilczyc przeznacza Volkswagen Arenę (ich główna arena, AOK Stadion, mieści się po drugiej stronie wąskiego w tym miejscu Allersee), Bayern z kolei czyni to bardzo rzadko, niemal wszystkie mecze grając na swoim kampusie (tamtejszy stadion jest dwa razy mniejszy od AOK Stadion).

W minionym sezonie karma jednak zaatakowała klub z Bawarii ze strony, z której mało kto się tego spodziewał. Anglia stawiana jest za wzór marketingowy (niemała w tym zasługa promującej ten wizerunek brytyjskiej prasy) i tamtejsze kluby najchętniej wpuszczają żeńskie drużyny na swoje główne areny – i wcale te wielkie stadiony nie świecą pustkami. Arsenal zaskoczył jednak jesienią tego roku, kiedy losowanie Carabao Cup (męskiego Pucharu Ligi Angielskiej) doprowadziło do kolizji terminów męskiej i żeńskiej drużyny. Pomimo rozpoczętej i dobrze przebiegającej sprzedaży biletów na mecz grupowy Ligi Mistrzyń z Bayernem na Emirates Stadium, 18 grudnia zagrały tam męskie drużyny Arsenalu i Crystal Palace, panie natomiast musiały pogodzić się ze znacznie mniejszą widownią na Meadow Park. Dodatkowej pikanterii dodaje fakt, że ten obiekt... nie spełnia wymogów UEFA, ale klubowi z północnego Londynu europejska federacja poszła na rękę zamiast ukarać walkowerem.

Bez dyskusji

I przy całym narzekaniu na to, jak pieniądze psują szlachetną rywalizację sportową (wszak mecz na Meadow Park potoczył się po myśli Arsenalu, który wygrał 3:2 i zajął dzięki temu pierwsze miejsce w grupie), nie da się uciec od tego aspektu przy rozmowach o rozwoju kobiecej piłki, także tym marketingowym. Możemy narzekać na to, że piłkarki Lecha UAM przez ostatnie lata grały (i po raz ostatni w najbliższą sobotę zagrają) na Morasku, a w sezonie okraszonym historycznym awansem do Ekstraligi na Bułgarskiej nie zagościły ani razu. Możemy narzekać na to, że ekstraligową areną zmagań Lechitek będzie stadion w Plewiskach (alternatywami Wronki czy POSiR-owski stadion przy Harcerskiej), a plany dostosowania jednego z boisk treningowych przy Bułgarskiej do warunków licencyjnych (na poziomie męskiej III ligi – czyli znacznie mniej niż budowa choćby takiego pięciotysięcznika, jakim może się pochwalić Wolfsburg) oznaczają roczne oczekiwanie (oficjalnie – kuluarowo: półtora roku).

Do pracy, panowie szlachta!

Kobieca piłka rozwija się w tempie... niezłym – i tego rozwoju już nikt nie jest w stanie zatrzymać. Mogłoby jednak być dużo lepiej. Ale nie będzie dopóki poważnie tematu nie podejmą w końcu najwyższe władze piłkarskie – czy to klubowe jak w Realu Madryt, czy to UEFA, przymykająca oko na własne regulacje, czy to PZPN, którego lekceważący stosunek do piłki kobiecej będzie zapewne znów na ustach fanów żeńskiego futbolu ze względu na kwestię koszulek reprezentacyjnych.

Aplikacja sp360.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android .



Aktualizacja: 20/05/2025 09:19
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do